Ciągle nic mnie nie cieszy. Niby śmieję się i to często, ale tak naprawdę nic mnie nie cieszy. Są święta, powinienem cieszyć się choćby wolnym. Nie ciesze się. Za dwa dni przecież idę do roboty. Za 2 dni, przez najbliższe... życie. Jestem w pułapce. Nie potrafię spojrzeć na życie z innej perspektywy. Z perspektywy tego, co mogę zrobić. Widzę tylko to, co muszę zrobić, robić, codziennie, do końca. Dziś czekam na wieczorny alkohol, ale bez żadnej excytacji, najwyżej z niechęcią do towarzyskiej rozmowy. Napije się, położę z helikopterem w głowie, a później... nic. Kolejny dzień i do roboty. Picie mnie już nie cieszy. Przyszłość mnie nie cieszy. Na nic nie czekam. Chyba, że na następne obowiązki, awarie, naprawy samochodu, pogrzeby... O, ciotka dostała wylewu. Nie widzi na jedno oko, z trudem mówi. I jeszcze muszę iść do niej do szpitala... Muszę i muszę i muszę... Chciałbym się zamknąć w pokoju na resztę życia i płynąć w pijackim zwidzie.
powiedzaaaaa, niedziela, 05 kwietnia 2015
Comments