Atmosferę dobrze oddaje w ostatnim tygodniu płyta "blond" Franka Ocean'a. Nawet jej okładka pasuje - zakryć twarz ręką, niech nie widzą. Smutna, nostalgiczna płyta, niemal pozbawiona perkusji, więc dość senna, rozmyta, przygnębiająca. W sam raz dla mnie.
Smutek, którego nie można okazać. "A przecież zawsze był taki uśmiechnięty, zabawny"... Niesamowite, że ktoś tak cholernie smutny w środku jak ja może tak dobrze stwarzać pozory zajebistości i luzu. Pan "nic mnie nie rusza". Mr "I don't give a fuck". Jebane białe Ferrari, które każdy chce mieć albo chociaż stanąć obok. A w środku samotność, jak w ciemnym lesie i wycie do księżyca, wyciągnięte ręce dziecka. Są ludzie, którzy chcieliby być jak ja - tylko ja chciałbym być kimś innym. Nie chcę wracać do domu.
powiedzaaaaa, czwartek, 26 listopada 2020r.
Comments