top of page
powiedzaaaaa

Back to MASS

Przede mną ostatnie dni redukcji. W ciągu 2,5 miesiąca zrzuciłem 8 kg tłuszczu, więc gdybym chciał, a co ważniejsze miał powód mógłbym zrzucić około 35 kg w rok. Gdybym dorzucił do tego jakieś aeroby, bieganie czy rower cyfra mogłaby sporo wzrosnąć albo podwoić się, dlatego śmieszą mnie te wszystkie grubasy, które ponoć bardzo chcą schudnąć, ale nie mogą, bo... No właśnie nie wiem co im stoi na przeszkodzie, ale na pewno coś wymyślą. Zapewne jakaś wada genetyczna, insulinooporność albo tajemnicza choroba zatrzymująca wodę w organizmie. A chodzi tylko o to, co zawsze - brak charakteru. Brak determinacji i skłonności do poświęcenia. Brak trwania w postanowieniu nawet wtedy, gdy przestaje być ono fajne i lekkie, a zaczyna doskwierać i męczyć. Brak dążenia do celu przez, kurwa, burze, śniegi i płomienie, no metter what. W angielskim jest na takich ludzi fajne słowo: quitter - ktoś, kto się poddaje. Ktoś, kto niczym zapałka szybko się podpala, ale i tak samo szybko gaśnie. Słabe dupy lub jak nazywa takich ludzi Dan Pena - "snow flakes" - płatki śniegu, bo topnieją, gdy robi się gorąco. Nie bądźcie takimi nieudacznikami, bo to wstyd.


Może mam już małe skrzywienie, ale większość polskiego społeczeństwa wygląda dla mnie jak gówno. Jakieś 75% facetów to albo wieprzki z wystającymi i wiszącymi brzuchami albo kolesie stawiający pierwsze kroki na tej drodze. Reszta to szczawiki. U kobiet procent niezgrabnych sylwetek jest chyba jeszcze wyższy. Znaleźć kobietę, która nie ma nieproporcjonalnie rozlazłej dupy i tłustych ud przy, z reguły, mało imponującym wzroście, to już jakiś wyczyn, a takiej fitnesiary jak z TV z zarysem mięśni każdej partii zamiast typowej chudzizny oblanej galaretą to jeszcze nigdy na żywo nie widziałem. Jeśli dodać do tego ciągłe reklamy o środkach nawilżających pochwę, podpaskach trzymających mocz i depilatorach do damskiego zarostu wokół ust, to w ogóle coraz częściej kobiety wydają mi się obrzydliwe. Że o tych wielkich, polskich nosach nie wspomnę.


Tak czy inaczej, 8 kilo poszło, jakiś sześciopak się pojawił, mięśnie ogólnie raczej nie uciekły, bo ciężary w większości ćwiczeń utrzymałem takie same, więc od przyszłego tygodnia wracamy na masę czyli wpieprzanie i dźwiganie ponad miarę, z ciągłym zwiększaniem ciężarów, żeby w kolejnych miesiącach wrzucić na siebie parę kilogramów mięsa... a potem znów zrzucić tłuszczowy balast. Wreszcie się najem. Po ponad 2 miesiącach jedzenia jak wróbelek, ciągłego niedożywienia i osłabienia, przy jednoczesnym męczeniu się dźwiganiem żelastwa, które z każdym zrzuconym kilogramem stawało się coraz cięższe, wreszcie odbijemy się od dna. Yeah Buddy!!!





powiedzaaaaa, wtorek, 9 czerwca 2020r.

22 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page