Na koniec każdego roku wyznaczam sobie cele do zrealizowania w roku kolejnym. W tym roku planów "must do" jest 5, z czego 4 są w realizacji:
I.
Pod koniec stycznia złożyłem wypowiedzenie z pracy. Po niemal 10 latach pracy jako listonosz, odchodzę z poczty. Od ponad miesiąca jestem na 3-miesięcznym okresie wypowiedzenia, przy czym nie uciekłem jak inni na lipne zwolnienie, a codziennie robię swoje, bo ja porządny, solidny i odpowiedzialny człowiek jestem. Wraz z początkiem maja rozpocznę pracę w innym miejscu. Oględnie mówiąc, będę urzędnikiem.
II.
Szukam białego, 2-drzwiowego BMW z czarnymi felgami, które zastąpi dotychczasowe "auto do roboty", gdy to już za półtora miesiąca przestanie mi być potrzebne. Pierwszy raz będę właścicielem "normalnego" auta, którym można się chwalić, a nie wstydzić.
III.
Jestem w trakcie sprzedaży mieszkania, które od 3 lat wynajmuję znajomemu, jak i w trakcie kupna innego mieszkania, w którym - po remoncie - docelowo zamieszka moja matka, przekazując mi tym samym w niepodzielne władanie dom rodzinny, w którym będę kontynuował zaczęte przeze mnie kilka lat temu remonty. Wypełnię ten dom wrzaskiem... samotności.
IV.
Fachowcy do remontu elewacji domu i dokończenia dachu są umówieni na maj.
Dochodzimy do najtrudniejszego dla mnie celu. Jak w filmach Tarantino:
Rozdział V.
Koleżanka.
Wiecie co się dzieje, gdy dwie nieśmiałe osoby mają się ku sobie? To ja wam powiem. Nic. Absolutnie nic. Cisza jest. Jakby nic się nie wydarzyło. Dźwięk kroków coraz cichszy. Bo ludzie minęli się, jak zawsze, jakby nigdy nic i odeszli, nie okazując sobie uczuć, nie wypowiadając ich nagłos ze strachu przed śmiesznością i odrzuceniem. "Świat jest pełen samotnych ludzi, bojących się zrobić pierwszy krok".
Piątego celu nie zrealizuję. Jak nie trudno się domyśleć, temat "koleżanki" dalej tkwi w martwym punkcie i raczej na pewno w nim pozostanie, zwłaszcza że mój czas na poczcie dobiega końca. Za półtora miesiąca już jej więcej nie zobaczę - tę presję czasu czuję zarówno ja, jak i ona. Niestety zawsze byłem, jestem i będę nieśmiały, a w stosunku do kobiety, która oczarowała mnie swoją urodą od pierwszej chwili, ponad rok temu, jestem jak Superman w starciu z kryptonitem - im bliżej niej, tym coraz słabszy. Niestety to, co w myślach robię na luzie, w rzeczywistości jest dla mnie niewykonalne i, jak Boga nie kocham, łatwiej byłoby mi wyciągnąć dziecko z płonącego budynku niż spytać drobniutką kobietkę, która mi w żaden sposób nie zagraża czy nie miałaby chęci spotkać się ze mną. Nie potrafię tego zrobić, nigdy nie potrafiłem i nie zamierzam już z tym walczyć, bo kosztuje mnie to zbyt wiele sił i stresu, nie mówiąc już o moim ego, które tapla się w błocie ilekroć przegrywam z samym sobą i swoim lękiem. Nie jestem przy tym aż takim desperatem, by jak jakiś myśliwy czekać na jedną jedyną okazję w miesiącu, gdy akurat "koleżanka" pojawia się na urzędzie, by od razu do niej dopaść i gdzieś na korytarzu otwierać przed nią serce. Dla mnie to nie jest naturalne, to nie jest normalne, a ja i tak już sam siebie uważam za świra - nie potrzebuję wyjść na takiego jeszcze przed innymi ludźmi. Jedynie jest mi przeraźliwie żal, że po raz kolejny pozwolę odejść komuś wyjątkowemu z mojego życia. Bo w ciągu następnego miesiąca miniemy się jeszcze ze 3 razy na korytarzu, spojrzymy na siebie stęsknionym wzrokiem jak dwie pierdoły, powiemy przeciągłe "cześć" i więcej się nie spotkamy.
Kawałek może średnio pasuje, ale to jego słuchałem pisząc powyższe - jeden z moich ulubionych utworów Alicii Keys, w ogromnej mierze za sprawą Jermaine'a Paula, który w końcówce numeru usuwa Alicię w cień swoim unikalnym głosem:
powiedzaaaaa, czwartek, 4 marca 2021r.
Może już zrozumiałeś... gdyż trochę już czasu minęło od twojego wpisu, nie wiem jaki jest aktualnie stan rzeczy, natomiast nieśmiałość w tych kwestiach jest wg mnie kompletnie bez sensu, gdyż właśnie o to chodzi, aby doświadczyć ewentualnego ośmieszenia/być ewentualnie odrzuconym... wtedy dopiero wiesz, że żyjesz.
Piszę tylko i wyłącznie, bo lubię pisać oraz wymądrzać się, jakby co żaadna to misja aby cię wesprzeć, nie jestem terapeutą, może i dobrze, bo przynajmniej powiem wprost bez ogródek, zacznij mieć wywalone na to, że ktoś ci odmówi, zwłaszcza że czytając ciebie/twoje różne wpisy, widzę że niezbyt szanujesz kobiety... to może być więc taka à la karma.
A kiedy np. zaczniesz szanować kobiety, to wtedy np. nieśmiałość w mig zniknie jak za sprawą czarodziejskiej…