top of page
powiedzaaaaa

.

No i taki to samotny żywot ma sens, że nawet jak chcę jechać w czasie urlopu do Zakopanego, zamiast siedzieć w domu, to samemu się zwyczajnie odechciewa. Po parunastu minutach odechciewa mi się szukać pokoju, sprawdzać jego lokalizację i cennik. Na myśl o 8 godzinach jazdy pociągiem czy autobusem odechciewa mi się jechać. Po takich 8 godzinach milczenia w samotności, w obcym miejscu, czułbym się nieco przybity, a mojego ego miałoby wielkość jąder zamiast emanować z całej powierzchni ciała. Byłbym łatwym celem, porzuconym dzieckiem w lesie. Widząc oczami wyobraźni siebie gadającego z właścicielem domu, kupującego bułki, wałęsającego się w pojedynkę pomiędzy uliczkami czy ścieżkami górskimi, również mi się nieco odechciewa wyjazdu. Jakoś zawsze potrzeba świadka, bo bez niego jestem bezbronny. Wszystko więc jakby było na pokaz. Potrzeba świadka twojej radości i niezadowolenia. Kogoś, przed kim będziesz mógł spiąć zwieracze i wykazać się zaradnością oraz kogoś, kto załatwi coś za ciebie, gdy ciebie akurat szlag trafi. Samemu jest pusto. Przynajmniej tak mi się wydaję, bo przecież koniec końców nigdzie nie pojadę. Chyba już odechciało mi się tłuc pociągiem 500 kilometrów, by przez kilka dni milczeć i nie mieć do kogo się uśmiechać, komu powiedzieć, że widok gór jest zajebisty, ale wieje trochę. Samotne zwiedzanie jest chyba dla jakichś poetów, co siądą pod górą i będą "opiewać jego piękno". Mógłbym to zrobić, tyle że... to tak jak z waleniem konia - niby fajnie, ale po fakcie czujesz się jak idiota stojąc z fiutem w dłoni. Z ludźmi źle, bez ludzi też. Ja chyba nigdy nie dorosnę, nie zmężnieję. Chciałbym być człowiekiem, który pakuje plecak, rusza samotnie na wojnę i nie jest to dla niego żadną walką z samym sobą ani próbą przezwyciężenia czegoś. Taki Cejrowski wziął parę dolarów i pojechał w świat... Nigdy bym tego nie zrobił. Nie mam jaj. Wejść na scenę i nawinąć swój kawałek przed obcymi ludźmi - zdarzało się. Napisać do związków zawodowych na działania swojej dyrektorki - też. Opierdolić faceta, który wpierdala się w cudze sprawy - co parę dni. Ale podróż w nieznane? Powinienem przejść indiański rytuał - wziąć konia, łuk i wyruszyć w las na pół roku. Siedzieć w nim tak długo, aż będę zdolny do wszystkiego i to 'wszystko' będzie dla mnie odruchem pozbawionym reflexji, uczuć. Skała. Wiele razy myślałem o takiej podróży... ale nigdy jej nie odbyłem i pewnie nie odbędę. Kiedyś, kiedyś byłem za granicą, spędziłem w Irlandii 2 miesiące, pracowałem wśród obcokrajowców... Pamiętam, że lądując na Okęciu, pomyślałem, że od dziś będę silniejszy, że już nic nie wzbudzi we mnie stresu, strachu, że od teraz będę jak te cwaniaki z filmów, co idą pewnym krokiem przez zatłoczone ulice Nowego Jorku, jakby świat im leżał u stóp. Taa... Po kilku dniach na dupie, osobowość wróciła do normy. I to wszystko jest oczywiste. Im głębiej człowiek się skrywa w swe jaskini, tym bardziej obcym staje mu się to, co na zewnątrz niej. Dlatego Brooks ze "Skazanych na Shawshank" nie potrafił odnaleźć się poza murami więzienia. Jak ja doszedłem od Zakopanego do więzienia?



powiedzaaaaa, wtorek, 05 maja 2015

0 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Muszę zapamiętać:

Jeśli czujesz się samotny, jedź spotkać się z rodziną - szybko najdzie cię ochota na bycie samotnym. powiedzaaaaa, poniedziałek, 1...

Comments


bottom of page