Parę dni temu miałem urodziny. Jeśli się nie mylę, to skończyłem 31 lat, a zaczynam 32 rok oddychania, ale nie o tym chcę pisać.
Urodziny minęły niezauważone. Jedynie mama złożyła mi życzenia - moi dwaj bracia, w tym brat bliźniak milczą po dziś dzień. Bliźniakowi przebywającemu za granicą, co roku to ja pierwszy muszę złożyć życzenia przez telefon, wówczas on odpowie mi "tobie też" - w tym roku nie złożyłem, więc owego "tobie też" się nie doczekałem. Drugi so call brother mieszka raptem parę kilometrów ode mnie, ale jak widać, przypomina sobie o mnie tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje - wówczas wie, gdzie dzwonić, do kogo przyjechać. 3 dni po moich urodzinach, bratowa o godz. 24 przysłała mi esa z życzeniami. Dziad pewnie jutro przyjedzie.
I standardowo niby mam to w dupie, bo do srania mi potrzebne te całe życzenia, które zawsze brzmią tak samo (szczęścia, pieniędzy, dziewczyny, zmiany pracy) i kilka godzin straconych na pogaduchy o dupie Marynie... ale trochę to rozczarowujące, gdy własna rodzina wykazuje taki brak zainteresowania tobą. Szkoda, że jestem znany z domatorstwa, bo inaczej jutro po obiedzie wybyłbym z domu, a braciszek pocałowałby klamkę i zrozumiał, że spóźnił się prawie tydzień.
Ano, na urodziny kupiłem sobie jedyną dostępną na allegro książkę napisaną hangulem, by doskonalić czytanie krzaków, no i tłumaczyć ją sobie. Poza tym wygrzebałem z lasu ogromniasty korzeń (w zasadzie piniek) i przez 6 godzin usuwałem z niego korę - takie mam rozrywki. W przyszłą niedzielę zmieniamy aranż w akwarium.
powiedzaaaaa, sobota, 03 grudnia 2016
コメント