top of page
  • powiedzaaaaa

A gdyby tak...

...bohaterowie literaccy posługiwali się metodami rodzin mafijnych? Ich życie mogłoby być wtedy o wiele mniej tragiczne. Cel uświęca środki. Odrobina przemocy jeszcze nikomu nie zaszkodziła w drodze po szczęście. Ważne tylko, by nie zabijać własnego brata, choćby był zdrajcą i pierdołą, bo po tym człowiek nosi to w sobie aż do III części. A więc:

Sztuka "Romeo i Julia" powinna mieć zakończenie z "Ojca Chrzestnego". Dla przypomnienia: para kochanków z Werony nie może być razem, bo ich rodziny nie zezwalają na takowy związek. Co robią wtedy młodzi? Nie! Ona nie udaje śmierci, on się nie zabija, a potem ona się nie zabija, bo tak robią mięczaki. Romeo Montecchi, od początku ma wszystkich w dupie, bo jest romantycznym twardzielem. Wpierw ustawia spotkanie z Don Capuletim i Tybaltem w jednej z werońskich knajpek. W trakcie rozmowy, wychodzi do kibla po sztylet, wraca, wbija go rozmówcom w piersi, po czym upuszcza ostrze na podłogę i wychodzi nie patrząc nikomu w oczy. Jeszcze tej samej nocy jedzie on wyrżnąć resztę matek, braci i kuzynów swej ukochanej, coby uniknąć późniejszej zemsty. Julia nie jest na niego wściekła. Jest zadowolona z takiego obrotu sprawy, a poświęcenie Romea zbliża ich do siebie jeszcze bardziej - wszak, czyż można prosić o większy dowód miłości od zamordowania każdego, kto miałby stanąć owej miłości na przeszkodzie?

Zakończenie "Ojca Chrzestnego" pasuje również do fabuły "Ziemi Obiecanej". Borowiecki nie bierze kredytów, nie ugania się za posagami córek krezusów, tylko zwyczajnie eliminuje konkurencję. Wpierw składa Buholcowi "propozycję nie do odrzucenia", tj. przepisanie na niego majątku milionera. Stary fabrykant początkowo ignoruje groźby Karola. Zmienia jednak zdanie, po tym jak pewnego pięknego poranka znajduje on w pościeli oderżniętą głowę swego ulubionego konia. Następnie, w ciągu zaledwie jednej nocy Karol i jego dwaj wspólnicy usuwają głowy wszystkich fabrykanckich rodzin, tj. Grosmana, Grunspana, Endelmana, Mullera, Meyera, Kesslera, Zukera, Mendelsohna i samego Buholca. To była długa noc. Ale jasna, bo dodatkowo palą fabryki swych wrogów. Dalej, Karol zabija wspólników, bo Żydom się nie wierzy, a z Niemcami się nie zadaje. Tak oto, Borowiecki zostaje jedynym fabrykantem w Łodzi, przemuje dostawy bawełny i monopolizuje rynek. Upadek wszystkich lokalnych zakładów przysparza mu tysięcy bezrobotnych, chętnych do pracy za pintkę chleba. Do tego mała pożyczka, mały kredycik i - tak się zostaje Lodzermenschem. Na końcu książki, Karol jest już milionerem, na palcu ma duży sygnet, a miejscowe łebki na dorobku oddają mu ukłony. Drzwi się zamykają.

A Werter Goethego? Zamiast dostawać pierdolca z miłości do Lotty, mógł zwyczajnie pójść drogą syna Vito Corelone. A byłoby to tak: podobnie jak Michael przybył na Sycylię, by pewne sprawy wokół niego przycichły, tak też Werter przybywa do wsi Waldheim. Tu poznaje Lottę i dostaje rozstroju żołądka. Na drodze ich miłości staje jednak niejaki Albert, narzeczony Lotty. W tej chwili, Werter przechodzi metamorfozę i z romantycznego emo staje się romantycznym bojownkiem o miłość. Nie zwklekając zbyt długo, podkłada on ładunek wybuchowy pod powóz Alberta i w chwili, gdy narzeczony Lotty ciągnie za lejce - JEB! Ukochana wybiega z domu, płacze, próbuje jakoś poskładać ciało Alberta do kupy, rękę, nogę... Werter podaje jej wątrobę narzeczonego, pociesza i poprzysięga zemstę na sprawcach tego okrutnego morderstwa!

"Stary człowiek i morze" z kolei, mógłby mieć zakończenie z "Człowieka z blizną". Santiago tak sobie łowi, łowi, mocuje się, sniff, szarpie, dzień, drugi, pada z sił, sniff, trzeci dzień... W końcu czwartego dnia się wkurwia, wyciąga z dna łódki M-16, mówi "say hello to my little friend" i zaczyna napierdalać do marlina, bo - "you fuck with me, you fuckin' with the best".

The End



powiedzaaaaa, środa, 08 czerwca 2011

1 wyświetlenie0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Chyba o zakazach dziś napisałem...

Jak każdy dobry psychopata, czytam sobie od czasu do czasu Pismo Święte na kiblu. Za dużo nigdy nie zdążę przeczytać, ale mimo to - za parę lat będę cytował swym ofiarom co zabawniejsze fragmenty: Sły

Potyczek z egzystencją dzień 168

Życie mija, lata lecą i nic się nie zmienia. Ludzie wokół mnie jakoś wydeptują sobie ścieżki do karier, a ja wciąż jestem bezrobotnym nieudacznikiem, ucieleśnieniem co bardziej pesymistycznych filozof

bottom of page