Wypiłem trochę - to tak na usprawiedliwienie, bo dziś będzie wrażliwie niby. Dziś myślałem bowiem o cierpieniu po miłosnym porzuceniu. Romantyk? Czyli jak powiem, że myślałem o tym robiąc kupę, nic się nie stanie?
Obejrzałem "Śluby panieńskie" z Martą Żmudą-Trzebiatowską, a że bardzo mi się ona podoba, to na owym kiblu do głowy przyszły mi myśli takie:
Wpierw czy aby 40-letni czy 50-letni żonaci mężczyźni, onanizują się na myśl o takiej Żmudzie czy innej aktorce widzianej w filmie? Wcale nie myślałem o tym, by usprawiedliwić siebie, że niby jak żonaci, dojrzali faceci to robią, to ja tym bardziej mogę. Nie, nie. Ja nic nie zrobiłem, choć ochotę miałem, a jak... To tak ogólnie mnie ciekawi, bo wydaje się bardzo niedojrzałym zachowaniem - czy stateczni mężczyźni też czują takie podniety, czy fantazjują i "spełniają" te fantazje na własną rękę bez żony? Czym może używają do tego owych żon, bzykając je, myśląc o takiej Żmudzie?
Dalej wyobraziłem sobie ten ból, jaki odczułbym, gdyby taka Żmuda po roku związku naszego i przy moim oślepieniu jej osobą, powiedziała mi "to koniec, nie kocham cię, nie chcę z tobą być, nudzisz mnie" albo coś w tym stylu. Dotkliwszej rany nie zadałaby najostrzejsza katana. Cóż za ból, nie być dość dobrym! Ja, wpatrzony w nią, jak w obraz, którego wg niej nie jestem oglądać godzien. Arcydzieło, które chce wisieć u kogoś innego, by kto inny podziwiał je co dzień - zaczynam gadać wierszem.
Już widzę, jakbym odchodził od zmysłów, rżnął prostytutki brutalnie, odgrywając się na nich za miłosną porażkę; jakbym pił na umór, do odcięcia, do urzygania, do wykończenia, do bólu, w nadziei przekręcenia się, jak za karę, by bólem fizycznym zagłuszyć ten w sercu. Po tygodniach, dusza ma byłaby jak teren skażony, Czarnobyl, postnuklearny świat, pełen zniszczonych śladów przeszłości, miękkich misiów i naderwanych zdjęć mojej Żmudy, porzuconych nagle na spalonej ziemi, na której nigdy, nigdy, nigdy już nic nie wyrośnie i nie zakiełkuje. Snułbym się po tej ziemi, wnętrzu tym bez końca, jak w błędnym kręgu, czerpiąc masochistyczną przyjemność z trwania w cierpieniu, uwiązaniu do niej, bo przynajmniej to cierpienie wiązałoby mnie z moją Żmudą. Tak widziałem krajobraz serca złamanego... zrzucając "Little Boye" w dno klozetu.
Krajobraz mojej duszy to raczej pustynia, aż po horyzont, spękana jak w klipie "Didn't Cha Know" Erykih Badu. Pustynia... z fatamorganą - złudzeniem oazy, do której nigdy nie dojdę. Bezsensowna wędrówka bez nadziei...
Wyobrażaliście sobie kiedyś krajobraz swojej duszy? Szczęśliwi pewnie szkicują Hawaje...
PS. Pisząc 5 akapit, w głowie mej pojawiły się dźwięki, później cała melodia. Zastanowiłem się, wgłębiłem... To była ta melodia (jak trudno znaleźć na jebanym UTubie zwykłą mp3):
PS2. Po obecnych, chińskich zainteresowaniach, uwagę mą zwróciły w owym klipie złote ochraniacze na paznokcie Aniołka K. Westa. Długie paznokcie był modne m. in. za dynastii Qing - na licznych zdjęciach, cesarzowa Cixi posiada podobne osłony:
A co się działo ze stopami? Też dobra historia.
powiedzaaaaa, niedziela, 27 marca 2016
Comments