Wychodzi facet na balkon, wyjmuje fajkę, podpala, jara. Wdech, wydech, chwila zadumy, wdech, wydech, strzepnięcie. Po dwóch minutach nieprzerwanego palenia i gapienia się w dal, facet odgasza fajkę na poręczy i wraca do mieszkania. Koniec ujęcia. Jeśli jesteś świadkiem takiej sceny, to prawie na pewno oglądasz "ambitne kino".
Scena jak baba wychodzi z domu i idzie przez pole. Możesz iść wstawić wodę na herbatę i zrobić kolację, bo ta baba, bankowo, będzie szła aż po horyzont do tego drzewa na górze. I nic się po drodze nie wydarzy, ona idzie do drzewa. Miejmy nadzieję, że idzie do drzewa, tego na górze, tam, bo jak się okaże, że za drzewem jest jeszcze 5 kilometrów drogi na przystanek autobusowy... Ambitne kino. Znój życia codziennego na planecie Ziemi pokazany - krytycy okrzykną tę scenę arcydziełem.
Próbowałem właśnie obejrzeć "Nostalgię" Tarkowskiego i po godzinie walki, mając w perspektywie zmarnowanie jeszcze 90 minut, dałem za wygraną. Jak to na ambitne kino przystało - nudne, zbyt długie ujęcia, w których facet wchodzi do pokoju, siada na łóżku, wreszcie kładzie się, a po zbliżeniu trwającym dwie minuty widzimy, że ów facet... usnął... śpi. Kilkadziesiąt złotych za bilet do kina, by zobaczyć, jak brzydki chłop śpi. Ciekawe kiedy kompletny brak ruchu kamery (tylko położenie jej na krześle i wyskoczenie do kibla) zostało okrzyknięte rewolucyjną techniką zdjęć.
Ja naprawdę nie jestem fanem filmów o agentach FBI i latania po mieście za kolejnym przestępcą i naprawdę rozumiem, że takie sceny z babami idącymi do drzewa, tego na górze, tam, służą zilustrowaniu monotonii życia, tworzą klimat jednostajności, smutku, bezradności i innych równie efektownych stanów ducha. I rozumiem, że krytycy są snobami, którzy nazywają niejeden film arcydziełem, tylko dlatego, że dostrzegają w nim coś, co inni mają w dupie, np. sufity w "Obywatelu Kanie" O. Wellesa (w większości filmów kadr nie pokazuje sufitów) albo że architektura wnętrza jest symetryczna (w filmie, którego nazwy nie pamiętam), np. po środku łóżko z dwoma poduszeczkami, po bokach szafeczki z identycznymi lampkami, na bok od nich dwie łazienki z ręcznikami zawieszonymi na klamkach obu drzwi, w łazienkach kibelki po stronie zewnętrznej, więc całość jakby w odbiciu lustrzanym ... tylko co z tego? Co z tego, że film wyraża to i owo w sposób metaforyczny, jeśli ta metafora jest nudna jak chuj i nikt bez zażycia środków otępiających nie wytrzyma takiej monotonii?
Nasz bohater chyba za chwilę się podniesie z łóżka... Nie, jednak tylko się przewraca na bok. Zdążę pomidora dokroić.
Chyba nakręcę ambitny film. Położę kamerę na podłodze, pokręcę się przed nią, umyje sobie nogi w misce, muzyki oczywiście nie będzie w ogóle albo puszczę ją z magnetofonu, coby nieco do zasad Dogmy 95 von Triera nawiązać. W drugim ujęciu będę rozmawiał z kimś przez najnowszy cud techniki o wzniosłej sztuce i roli Boga we współczesnym świecie, robiąc rzadką i głośną kupę na kiblu, żeby krytycy mogli użyć zwrotu "sacrum profanum". Jak mnie najdzie, to się może zonanizuję w tę kupę, odmawiając pacierz, ale to tylko jak mnie najdzie, bo nic na siłę. Ot, życie w XXI wieku.
PS. Tknęła mnie dziś myśl, że przecież, logicznie myśląc, skoro wszystko na Ziemi ma swój kres, to i blox.pl kiedyś zamkną. Wlazłem więc na swego mejla, na którego nie zaglądałem ze 2 miesiące, a tam wiadomość, że 29.04. blox.pl przestanie istnieć i dodawanie kolejnych wpisów będzie niemożliwe. Tak oto 529 wpisów i 8-letnia historia bloga Powiedz Aaaaa, pełna zaborów i rozbiorów zawisła na włochu łonowym.
powiedzaaaaa, piątek, 19 kwietnia 2019
Commentaires