W reklamie Tymbarka czy czegoś tam do picia, glancuś jeden bierze łyk napoju cytryna + mięta i już jest szczęśliwy, że mało co mu ten uśmiech ryja nie rozwali. Jak ludziom niewiele trzeba do radości. Mój brat to taki typowy, stereotypowy przedstawiciel ludzi, w tym rodzaju męskiego. Idealny mąż, bo dużo chce, więc będzie dostatnio w rodzinie. Teściowe takich lubią. Postawił wreszcie dom i teraz zachwyca się wszystkim, co można wziąć do ręki, kupić i postawić w owym domu. "Zakochałem się w tej lodówce od razu, jak ją ujrzałem". Przez parę tygodni robił w portki na widok szafki pod TV, teraz się ślini patrząc na nią, wiszącą w pokoju. W głębi duszy jest pewnie dumny z siebie, bo rzeczy świadczą o jego majętności, klasie, itd. Po głowie łazi mu jeszcze mnóstwo rzeczy, które musi mieć. To wszystko wygląda na jakiś gigantyczny komplex, nazywany przez niego i innych ambicją. Typowi "ambitni" materialiści, konsumpcjoniści, itd. Typowi ludzie XXI wieku, dla których sukces oznacza zbiór rzeczy, z im wyższej półki, tym lepiej. Typowi ludzie, którym radość sprawia posiadanie. Ba! Cel życia, bo "robi się na coś". To oni mówią: "po to jest życie, żeby z niego korzystać, sprawiać sobie przyjemność, a nie zbierać pieniądze w skarpetę - po śmierci się nie przydadzą", itd. Każdy tak mówi. Świat wymaga naprawy, a oni harują po 16 godzin dziennie, żeby mieć 20 cali w felgach. Idę z bratem przez IKEĘ, a tam same młode małżeństwa, wijące swoje pierdolone gniazdka. Rzygać się chce, widząc wielkie nadzieje wymalowane na ich ryjach, gdy tak wlepiają gały w łóżeczka dla dzieci. Są szczęśliwi, że ich maluszek będzie miał takie śliczne łóżeczko... nim umrze. Prości ludzie, dla których wszystko jest jasne i żeby się dzieciom lepiej żyło. A on sobie kupi stojak na płyty CD! A ona tę specjalną łyżeczkę do grzebania w dupie, co to ją Ewa Wachowicz w swojej kuchni ma, pośród tych wszystkich genialnych przyrządów, sztućców, serwetek i talerzy ozdobnych, które trzeba będzie kiedyś kupić.
Ja nie mam recepty na szczęście, tylko byłoby mi wstyd przed samym sobą, jeśli byle błyskotka byłaby w stanie mi je dać. Tak, płytkiemu człowiekowi łatwo poprawić humor. Dlatego kobiety idą na zakupy, gdy go nie mają. Kupi sobie taka torebkę i już lepiej. Płytcy ludzie. Pominąwszy już to, że ich doły biorą się z braku męża, żony, dziecka...
W ogóle sukces. Gdzie są ludzie sukcesu, gdy ty wracasz z pracy? W pracy. Robią po 16 godzin dziennie, śpią po 3 i znowu robią. Po to, by mieć drogie auto. Brat widuję córkę przez jakąś godzinę dziennie. Jak mu przyjdzie robić na nocki, to i całe dnie jej nie widuje. Filmy wciskają nam tę propagandę sukcesu, pokazując wiecznie spóźnionych krawaciarzy, wiszących na telefonach, padających ryjem na biurko w ciemnych już i opuszczonych przez resztę pracowników biurowcach... i oni wszyscy padają z uśmiechem. Jak wstają są znowu zwarci, gotowi, energiczni, tryskają witalnością. I dajecie się na to nabrać. Widzicie tylko ten uśmiech. I jakieś poklepywanie po ramieniu przez szefa, że "świetna robota". I wasz bohater jest z siebie dumny. I wy też byście chcieli być dumni z siebie, nie? Potem słuchacie muzyki, oglądacie klipy, a tam tępe czarnuchy, informują świat o tym, ile mają samochodów. Trzeba będzie zapierdalać, żeby dorównać wzorom z telewizji. Póki nie było TV ludzie byli szczęśliwsi, bo czego oczy nie widzą, temu sercu nie żal. Niewiedza jest błogosławieństwem, jak zawsze.
Gdzieś po drodze wątek zgubiłem, ale jebie mnie to.
powiedzaaaaa, niedziela, 17 maja 2015
Comments