Nie warto w nic wierzyć, bo wszystko prędzej czy później okazuje się kłamstwem, oszustwem bądź jedynie jedną z możliwych wersji. Jak to powiedział ponoć Benjamin Franklin - "na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki". Mówię 'ponoć', bo czy można wierzyć Wikipedii? Koniec końców okaże się, że to zdanie wygłosił jego niewolnik albo jakiś Chińczyk pół świata dalej i 100 lat wcześniej. A i czy wówczas będzie można wierzyć w autorstwo tych słów?
Denerwujące jest, że nie ma ani jednego stałego punktu oparcia we wszechświecie - oprócz śmierci. Ani jednej trwałej wartości, na której można by oprzeć swoje istnienie. Miłość przemija bądź wręcz ewoluuje w nienawiść. Ambicje dają jakiś iluzoryczny cel, jednak pozostają albo niespełnione albo - co gorsza - spełnione i wówczas dają 5 minut satysfakcji oraz pustkę, brak celu. Religie to wymysł innych ludzi, produkt ich umysłów. Dobro nie często jest wynagradzane, a często wręcz powoduje zło. Zło nie często jest karane, a często bywa skutecznym środkiem do tworzenia dobra. Najtęższe umysły świata tworzą życiodajne leki i śmiercionośną broń. I nie wszystkie blondynki są głupie. Szukając żelaznych prawd jak drogowskazów, człowiek błądzi po omacku jak ślepiec, kierując się wydarzeniami dnia poprzedniego, emocjami sprzed minuty bądź po prostu ryzykując. Jak tu nie czuć się zagubionym?
Pozostaje śmierć. Steve Jobs powiedział w dużym skrócie, że "twój czas jest ograniczony, więc nie marnuj go...". A ja marnuje je, ilekroć słucham w aucie końcówki "Who detached us" Nipsey'ego, myśląc czy to zdanie ma jakikolwiek sens. Wg Jobsa śmierć ma nadawać życiu sens i motywować człowieka do działania - czemu nie miałaby go sensu pozbawiać i podważać tym samym zasadność jakiekolwiek działania? Pytanie stare jak świat - zmarnuje życie, zadając je sobie.
Inne pytanie: po co miałbym wymyślać dla was iPhona skoro za parę lat będzie on przeżytkiem i zginie pośród milionów nowych zabawek milionów ludzi, którzy również zginą, przysypani ziemią i setkami lat historii. Pamięta ktoś o ludziach z roku 1257? 1357? A czy to, że świat zna nazwisko Krzysztofa Kolumba daje Kolumbowi jakąś satysfakcję, biorąc pod uwagę, że jest martwy?
powiedzaaaaa, środa, 25 czerwca 2014
Comments