Kuzyn właśnie poprosił mnie, żebym go jutro w nocy odebrał z imprezy. Aż mi się ręce dziwnie trzęsą. Wie, chuj jeden, że dopiero co wróciłem do picia i już mi odbiera możliwość realizowania mojej pasji, że tak nowomodnie powiem. Gdy przez 8 miesięcy byłem trzeźwym człowiekiem, który mógł wszystkim wkoło robić za szofera, to jakoś nikt się nie zgłosił, no ale jeśli teraz można mi uprzykrzyć życie hasłami typu lojalność, rodzina i inne takie, to dawaj. Przecież ja mam soboty zajęte. Sobą się zajmuję.
Im jestem starszy tym coraz bardziej nie rozumiem jednej rzeczy. Otóż całe to moje środowisko nie ma już 15 czy 20 lat, że w kieszeni pusto. Czas zapierdala i gdy mówimy o czymś z dzieciństwa, to nagle zdajemy sobie sprawę, że to było 20 lat temu i te dwie cyfry wgniatają w ziemię. Już nie ma pustych kieszeni i 50 zł na miesiąc z renty rodzinnej. Dobiliśmy już do 30-tki, a więc każdy ma robotę, konto w banku, lokatę i oszczędności, które trwoni na pierdoły (o innych mówię) typu X-Boxy i okulary VR po 2 tysiące złotych... ale gdy idzie o powrót z imprezy, to wszyscy nagle sępią na taxówkę i muszą koniecznie zaoszczędzić 50 zł, psując wieczór i noc znajomemu, dodatkowo obarczając go kosztami takiej podwózki jego... i zapewne kilku innych osób. Nie czaję tego. Dla mnie lojalność czy oddanie dla bliskich polega głównie na tym, by nie zawracać im dupy, zapewnić im maximum spokoju, a więc by swoje sprawy, na ile to możliwe, załatwiać samemu. Więc chuj, że tydzień temu przejechanie 20 km z Łodzi do domu zajęło mi 3 godziny - chociaż wszyscy się wyspali przed robotą.
Całe szczęście, że już dziś zakupiłem piwa na jutro, więc mogę inaczej zarządzić swym życiem. Nie ma wyjścia, muszę się dzisiaj znieczulić. Załączę trochę muzyki, która nikogo nie interesuje, to czytając ten wpis za rok sobie posłucham:
powiedzaaaaa, piątek, 24 sierpnia 2018
Comments