Trafiła się okazja kupić za 200 zł od kuzyna znajomego akwarium 400 litrów z częściowym osprzętem. Czasu nie było wiele do namysłu. Uznałem, że to niezły interes, bo o ile mnie takie bydle niepotrzebne, to można je sprzedać z zyskiem. Postanowiłem kupić i nurkować w skarbcu jak Sknerus McKwacz.
Pojechaliśmy na miejsce. Obskurna kamienica (jak to kamienica) tuż przy przelotówce, w tle interwencja drogówki i odblaski koguta, żeby scenie drugi plan nadać - coś jak facet z indykiem na głowie za plecami Lesliego Nielsena. Włazimy do środka. Mieszkanko syfiaste, stare wykładziny, na ścianach tapety sprzed demokracji, zaokrąglone rogi, dywan wdeptany w podłogę jak ściera, akwarium wymarłe, klamoty walą się po tym dywanie, w kurzu ujebane niemiłosiernie, rower zaparkowany w centrum, itd. Ano, pakuje się chłopok. Od słowa do słowa, koleś młodszy ode mnie zaczyna opowiadać, że matki nie ma, ojciec zmarł, psa mu uśpili, on zaś ma nieoperacyjnego krwiaka w mózgu....... A na piętrze meta jest i żule szczają mu pod drzwiami, ale prezydent miasta załatwił mu mieszkanie w blokach, także jutro musi się wynieść....... A to na szybie to rysa czy brud?
Piszę o tym, bo życie jest nudne i jeśli komuś akurat tętniak we łbie nie pęka, to nie ma o czym pisać. A jak już się pisze, to w sumie nie wiadomo po co, bo to przecież ani żadna nowość, że człowiek ma datę przydatności ani też współczucie mu nie ma żadnej wartości czy sensu, także nie ma z czego halo robić. Dead man walking. Gadaliśmy z nim we troje. Każdy odegrał przez 4 sekundy ciszę zadumy nad jego losem, a potem przeszedł dalej, bo to jego sprawa, bo life goes on i shit happens. On też niby miał to w dupie, choć wiadomo, że musi srać w portki ze strachu. W kwestii udawania przed bliźnim zatem remis.
Akwarium kupiłem, a wraz z nim niby szafkę pod nie, pokrywę ze świetlówkami, staroświecki jasny żwirek, trzy całkiem spore korzenie + zapewne rozjebaną grzałkę i filtr (muszę sprawdzić, ale wyglądają opłakanie). Kupiłem, doprowadzić do wyglądu muszę i w sumie żałuję, bo choć cena okazyjna, to wątpię, żeby sprzedaż poszła mi szybko, sprawnie, a do tego zyskownie. Wymiary ma kiepskie, litraż mało popularny, szkło starawe i nie bez wad, ale co - zobaczymy. Pytanie: po co mi było szukać w tym interesu? Nie mam pojęcia. Nie potrzebuję dorabiać na boku, nie potrzebuję na gwałt dodatkowej stówy, dwóch czy trzech, a poza tym z nadprogramowych zadań to ja lubię co najwyżej obejrzeć "Ostry Dyżur" dwa razy. Chyba chciałem być obrotny, przedsiębiorczy, Donald Trump z wełnianych skarpetkach, "kupić taniej, sprzedać drożej", "chejńdż many", itp. Czubówna mówiła o drapieżnikach wypatrujących rannej gazeli, a Eminem nawijał, że mam tylko jedną szansę, więc mnie poniosło. Ano, pożyjem, popijem, zobaczym - najwyżej wezmę młotek i rozpierdolę to akwarium w drobny mak - Donald stracił kiedyś cały swój majątek, zbankrutował, a potem wykupił pół Manhattanu... kosztem włosów na głowie, dlatego teraz zaczesuje na czoło kępkę znad ucha.
powiedzaaaaa, piątek, 11 października 2013
Komentarze