Zdanie o polepszeniu sytuacji w robocie było przedwczesne. Już wszystko wróciło do normy czyli znów jest chore i wynaturzone, jak z filmów Burtona. Wpierw nowego pracownika wysłali w zupełnie inną część powiatu, a potem drugi "kolega" (chuj zwykły, nie kolega) "rozchorował się" z dnia na dzień, biorąc chorobowe do końca tygodnia, przez co znów, jak zawsze w zasadzie, robię za siebie i nieobecnych. Znając tego buraka bez zębów, który w wieku 40 lat wciąż nie wie, że przy szczaniu wypada podnieść deskę do góry (Boże, z jakimi ja prymitywami muszę obcować) to we wtorek przyniesie nowe zwolnienie.
Tak właśnie wygląda polska kultura. Kultura pracy. Maksyma typowego Polaka - ugrać coś dla siebie czyimś kosztem. Uwielbiam Polskę i Polaków.
Urząd mój wpadł w błędne koło. Od nie wiem ilu już miesięcy na zwolnieniach jest jakaś 1/4 pracowników, a reszta, zapierdalając za dwóch, ma już tak dość tej roboty, że również bierze lipne zwolnienia chorobowe, byle tylko móc odsapnąć od poczty. Jedni wracają, drudzy odchodzą, a robić ciągle nie ma komu, bo liczba nieobecnych się nie zmienia. Wczoraj wysłano trzech listonoszy na jeden rejon, by czym prędzej rozwieźli listy, zalegające od... kurwa, uwaga... stycznia! A mamy koniec marca.
Ludzie dzwonią, kierowniczka odbiera i tylko słyszę, jak informuje klienta, że "od tygodnia nie ma w tym rejonie listonosza - jutro ktoś się pojawi"... To jest jakość usług!
Mój język nie potrafi oddać chaosu i rozmiarów burdelu, jakie panują w pierdolonej Poczcie Polskiej. Poczta to zwierciadło kraju. Wystarczy spojrzeć na korytarz - puste worki walające się po podłogach, gazety Bon Prix, Makro rozjebane po kątach, dziesiątki skrzynek, pudła pełne listów z całego powiatu, za które nikt nie chce się brać, bo za dużo kopania, a w tle to jebane polskie radio z granymi w kółko kawałkami z lat 80-ych, jakby czas w tym kraju stanął w miejscu - Republiki, Perfecty i Maanamy. WYPIERDALAĆ! Na górze z kolei dyskusje o urzędzie w Częstochowie, gdzie chłopaki strajkują. I podszepty, byśmy również jebnęli tę robotę. Ale jak tu namówić ojców rodziny na strajk, skoro mają dzieci na utrzymaniu albo wiek 60 lat i w razie ewentualnego zwolnienia, nikt ich nigdzie nie zatrudni? Kurwią więc na cały głos i wzdychają do komuny słowami "wróć komuno, bo naród kuno", pytając siebie nawzajem "co tym ludziom się nie podobało w komunie" i wyzywając Wałęsę od skurwysynów odpowiedzialnych za obecny syf i wyzysk. "Mnie się żyło wspaniale, piękne czasy, luźne, spokojne, bez męczenia ludzi, bez tego pędu... i nikt głodny nie chodził..." - mawia Tadek.
Biorę jakąś tam część swojej roboty i jadę przez moje "miasto", pierdolone Pabianice. Jadę i patrzę na nie obiektywnym okiem, bo w jakimś poradniku, jak radzić sobie z monotonią, napisano, by zwracać uwagę na rzeczy dotąd pomijane, obyte, by odkrywać je na nowo. Rzucam więc okiem w lewo i prawo, chcąc na chłodno ocenić miejsce na planecie, w którym tracę życie: szary, dziurawy asfalt, szare bloki, szare, odrapane, pomazane kamienice, drzewa bez liści jak trupy, niebo również szare, bo nawet słońce zagląda tu rzadko i każdy promyk jest wyczekiwany jak zbawienie. Brakuje tylko sępów na dachach. Jedyne kolory pojawiają się na samochodach, choć ubrudzonych, zakurzonych, ubłoconych, więc o żywych barwach nie ma tu mowy - wszystko zmęczone. Po 3 godzinach spędzonych na poczcie, mijam ten syf poza nią i jestem załamany. Jak ja mam dziś przeżyć ten dzień? Jest dopiero 10:30, a ja już mam dosyć.
Jeszcze parę tygodni i za płotem zakwitną na biało drzewa mirabelki. Będzie coś ładnego, na chwilę. Przede mną jeszcze tylko 3 dni i 37 lat pracy, choć przewożąc godzinę temu drzewo, ścisnęło mnie w sercu i pomyślałem z ulgą o zgonie. Wyobraziłem sobie, jak siedzę od godziny na izbie przyjęć, czekając na lekarza i modlę się do Boga: "proszę Cię, Boże - zabij mnie". Taka moja typowa wizja.
powiedzaaaaa, wtorek, 22 marca 2016
Comments