top of page
powiedzaaaaa

Jak przesrałem ostatnie 10 lat

I znów. Godzina 12, wracam do pustego domu i nie mam co robić. Nie chcę już patrzeć na te kurwy w Internecie - wczoraj doszedłem przy piosence "Gumisie" Zauchy, bo akurat telefon zaczął dzwonić, a taki mam teraz dzwonek... "Misie harcują, po lesie szarżują...". Masakra.


Nuda. Dół. 15 lat izolowania się od ludzi doprowadziło mnie chyba do poczucia osamotnienia, nawet po godzinie 12. Jasne, że powodem jest po części ta niunia z roboty, ale dno mojego dna jest głębsze niż... coś, co jest głębokie. Dziś nie bardzo pamiętam czemu stałem się odludkiem. Nie wiem sam kiedy zacząłem stronić od ludzi. Byłem chyba zbyt wrażliwy. Pamiętam okres, gdy wyjścia na sobotnie chlanie zaczęły mnie stresować, chuj wie czemu. Uznałem wówczas, że nie będę robił nic na siłę, przestałem wychodzić, spotykać się, zerwałem znajomości od szklanki, inne same się zerwały, a ja zostałem w domu, spędzając sobotnie wieczory z piwem, przed komputerem czy telewizorem, co dawało mi spokój. Miałem wówczas niecałe 25 lat. Dziś mam 35. 10, teoretycznie być może najbogatszych towarzysko lat życia spędziłem samotnie, do tego stopnia, że jakaś izolacja z powodu pandemii w ogóle mnie nie dotknęła. U mnie nic się nie zmieniło. Z roboty do domu. Z roboty do domu. Jakoś zawsze relacje międzyludzkie wydawały mi się męczące, trudne, kosztowały zbyt dużo zachodu i wysiłku. Choć na każdym etapie życia, od podstawówki, przez szkołę średnią i studia, po obecną pracę, zawsze miałem przynajmniej jedną chętną na stworzenie ze mną, tzw. związku, to odtrąciłem je wszystkie. Król odrzucania ludzi, ignorowania adoracji. Po prostu jestem wybredny. Niestety, przez takie postępowanie nigdy nikogo nie kochałem ani nigdy nie byłem przez nikogo kochany. Nigdy nikt mnie nie przytulił. Jak jakieś dziecko porzucone w lesie. Mowgli. Człowiek paradoks. Odludek chcący być w centrum; domator pragnący zwiedzać świat; mizogin marzący o wielkiej miłości. Jeśli kobiety są skomplikowane to ja jestem fizyka kwantowa.


Wczoraj wyłączyli prąd, więc zamiast gotować obiad, zrobiłem kanapki doskonale wiedząc, że jak tylko skończę je robić, to skurwysyny owy prąd włączą, co też się stało. Dokładnie tak samo będzie ze mną. Jak tylko ruszę dupę i ułożę sobie życie, może nawet zacznę być szczęśliwy, to od razu dostanę ataku serca i umrę. Bankowo. Jakież to moje życie okaże się wtedy żałosne...


Może mam tylko gorszy dzień, że tak smęcę. Może gorszy tydzień, miesiąc... A może muszę wymyślić sobie kolejny remont, żeby nie myśleć nad sobą i tym cholernym życiem... Udawajmy dalej, że wszystko w porządku, żartujmy, śmiejmy się, mówmy, że tak miało być i że tak chcemy, niech po naszej śmierci opowiadają bzdury, jakimi to zabawnymi ludźmi byliśmy i żyliśmy po swojemu... Co za brednie. "Był nieszczęśliwy" - nowe epitafium na mój pomnik.



powiedzaaaaa, czwartek, 27 sierpnia 2020r.

261 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Sierpem

I jak tu nie być listonoszem? Prestiż zawodowy zerowy; wyrwanie na niego dupy również; pensja bez obrywek po 8 latach taka, jaką gdzie...

Comments


bottom of page