Próbowałem rozwiązać quiz ze znajomości kolorów na o2.pl - rozpoznałem 2 z bodaj 8 przykładów, a i te strzelałem. Przypomniało mi się to pierdolenie, że niby faceci nie rozróżniają kolorów, a kobiety są takie, kurwa, mądre i spostrzegawcze i wyczulone, że znają cynobrowy, burgundowy, feldgrau i błękit paryski... Oj jakie one lepsze się czują... Przecież oczywistym jest, że nie znamy tych kolorów tylko dlatego, że żaden z nas nie jest na tyle głupi, by tracić czas na naukę tego zbytecznego gówna czy nawet przywiązywać do tego uwagę. Nasza niewiedza nie wynika więc z jakiegoś ograniczenia wzrokowo-umysłowego, tylko zwykłego rozsądku, bo po chuj nam poznawać 100 nazw odcieni niebieskiego, np. cyjanowy, skoro nie dość, że to nudne, to do niczego się nie przyda? Bo faktycznie przydać może się tylko przy wyborze koloru farby do ścian, tyle że nawet wtedy wiedza ta jest zbyteczna, bo przecież na puszkach widać kolor! Więc w jakiej niby innej sytuacji przyda się znać kolor malachitowy? W rozmowie o kolorze bluzki? My nie gadamy o kolorach... ani o bluzkach... przynajmniej ja. A jeśli już to wystarczy mi słowo: zielony albo ciemno zielony. Możesz powiedzieć również opisowo: w kolorze kryptonitu, co niszczył Supermana. Więcej szczegółów mi nie potrzeba, bo kogo obchodzi odcień? Czy samochód będzie miał kolor kardynalski, karmazynowy, poziomkowy czy róż pompejański, to to i tak jest jakiś tam czerwony, w jakimś tam, kurwa, odcieniu, nieważne jakim - po co przywiązywać wagę do takich bzdur? Mało to ważniejszych rzeczy? Czerwony i już. Taką wiedzę wypada więc posiadać malarzom, nie ściennym.
Zbytnie przywiązywanie wagi do kolorów było i jest w złym guście:
powiedzaaaaa, wtorek, 29 grudnia 2015
Comments