Naoglądałem się Asy Akiry, trzepię i w trakcie strzału do głowy przychodzi mi myśl, że pewnie zaraz się ktoś zjawi, listonosz, ksiądz, brat albo mama, bo to przecież taki idealny moment, żeby człowiekowi dojebać, by skurwiałość swą los mógł zademonstrować, pokazać kto tu rządzi.... I co? I nagle ding-dong! Listonosz. Życie jest tak przewidywalne, że szok. Możliwe, że zostawiłem mu kapkę nasienia na długopisie. Jeśli ów listonosz zginie dziś ugodzony w oko długopisem, a CSI prześwietli długopis tymi swoimi lampami UV czy czymś tam - będę głównym podejrzanym. Ech, ciekawe ile spermy, moczu i gówna jest na długopisach, którymi sam posługuję się w rejonie...
Kiedyś mama chciała, żebym przyjął księdza po kolędzie. Idiotyzm, no ale co robić. Czekam więc i czekam, jego nie ma i nie ma, a mnie się srać chciało. Wiedziałem, że ksiądz przyjdzie właśnie wtedy, gdy pójdę na kibel, więc odwlekałem ten moment kilka godzin. W końcu dałem za wygraną, siadłem na tronie... I co? I nagle ding-dong! Ksiądz. Przykro mi to mówić, ale nie zdążyłem wówczas umyć rąk, ksiądz zaś przywitał mnie uściskiem dłoni. Bóg tak chciał.
powiedzaaaaa, wtorek, 17 września 2013
Commentaires