Cóż, gdyby nie "zawsze coś", to w chwili obecnej byłbym w drodze do granicy niemieckiej, w kierunku na Brukselę, a dalej Amsterdam z racji wycieczki organizowanej przez mój zakład pracy dla swych pracowników. Miał być to mój urlop, bo gdy reszta kraju opalała swoje dupy w lipcu i sierpniu, ja zapierdalałem w upale, czekając na wrześniowy urlop, podłożenie bomby w Parlamencie Europejskim i ruchanie w dzielnicy czerwonych latarni. No ale cóż, jak nadmieniłem w tytule - życie jest przewidywalne w swej złośliwości, więc zamiast oczekiwanej kilka miesięcy wycieczki, otrzymałem wczoraj jedynie telefon z wiadomością, że wycieczka odwołana, bo organizator nie wywiązał się ze swych obowiązków, itd.
Taaa. Nawet się nie zdenerwowałem, nie zdziwiłem. Wiadome było, że jak ja mam gdzieś jechać, to AKURAT...
powiedzaaaaa, czwartek, 19 września 2013
コメント