Oglądam jakiś tam klip w TV, a tam to, co zwykle - grupka młodych ludzi, cadillc, słońce. I tylko czekam, aż muzyka się rozkręci, a bohaterowie będą jarzyć ryje, śpiewać co drugie słowo 'baby", potem "u drive me crazy" + "Ooooo ooo", podnosić ręce do góry i podskakiwać, bo impreza trwa, ciągle trwa, wiecznie trwa - kurwa, jaka ta muzyka jest nudna... baby. W ogóle życie to chyba niekończąca się impreza, jak tak patrzę na te klipy. Ale, ale, co ja widzę - gówniarze siedzą na plaży, wkładają sobie do ust po pigule, łykają, palą jointa... i dopiero wtedy rozkręca się impreza. Jakby ktoś chciał pokazać na ESCE klip z ćwiartowaniem człowieka, to pewnie by tego nie wyemitowali, ale narkotyki- jasne! Skąd takie przyzwolenie? Widać narkotyki są ok, bo przecież tyle znanych osób je brało. I jak to społeczeństwo ma być zdrowe?
Mam 3-letnią chrześnicę i widzę jaki wpływ na nią mają programy muzyczne, teledyski. Ma 3 lata, a gdy słyszy muzykę momentalnie zaczyna wykonywać ruchy identyczne do tych, jakie zauważyła u swych damskich odpowiedników w klipach, tzn. gnie się jak te teledyskowe kurwy, dość erotycznie, uwodząco, poniżająco. Wiecie jak to wygląda. A wiecie jak to wygląda w wykonaniu 3-letniego dziecka? Nie daj Boże, żeby jeszcze gdzieś stała rurka, bo na pewno do niej podejdzie...
Rozwalił mnie swego czasu teledysk jednej z najpopularniejszych wokalistek świata, której ilość fanów idzie, chuj wi, w setki milionów (?), a której oddziaływanie na nich musi być przecież ogromne, tj. Rihanny "We Found Love". Ten klip to ponad 4 minuty pokazywania patologii i to ukazanej w pozytywnym świetle, bowiem w owym klipie wszystko, co złe jest oznaką wolności, życia na max, życia w pełni oraz - nawiązując do tytułu - miłości, szalonej i do bólu, bo teraz jest taki trend, że wszystko musi być na 200%. 4 minuty ćpania piguł i nie tylko, chlania, kradzieży sklepowych i wandalizmu, pierdolenia się non stop i wszędzie, hazardu, palenia 20 papierosów jednocześnie, tatuowania sobie dupy zapewne pod wpływem chwili (bo są tacy zwariowani) + serii idiotycznych zabaw typu jeżdżenie sklepowym wózkiem po ulicy, jakby była to taka świetna zabawa. Fakt, że kip kończy się jakimś tam happy endem - bo pani Riri najwidoczniej wychodzi z przedawkowania, zdaje sobie sprawę, że związek z blond czarnuchem jest toksyczny i odchodzi od niego - nie jest w stanie zmienić ogólnego wrażenia, że życie na full, pełne narkotyków, zabawy i szaleństwa jest zajebiste. Kilka sekund rozwagi w stosunku do 4 minut życia na max to za mało, by widz uznał całość za przestrogę i negatywny wzorzec. W końcu każdy chce żyć pełnią i palić gumy w samochodzie. Jestem pewien, że 90% słuchaczy po obejrzeniu "We found love" chciało iść na imprezę i się napierdolić, zerżnąć, cokolwiek, żeby poczuć, że żyje.
Społeczeństwo nie będzie zdrowe, mając takich idoli, ale to każdy wie od lat. Czemu przemysł muzyczny epatuje wyłącznie sexem i przemocą, też wiadomo od lat. Mnie to w zasadzie zwisa, bo ja jestem za, heh, całkowitą zagładą ludzkości i legalizacją wszystkiego (od aborcji po heroinę), co doprowadzi do apokalipsy zombie. No ale ja jestem pierdolnięty, a wy normalni więc pewnie nie widzicie nic złego w tych teledyskach. Na szczęście jest jeszcze Lupe:
powiedzaaaaa, poniedziałek, 16 września 2013
Comments