Poczucie wspólnoty to zabawna sprawa. Tak jak obojętne są mi żałoby narodowe po jakichś Tupolewach tak też nie odczuwam i nie świętuję cudzych sukcesów, np. awansu reprezentacji do MŚ. To piłkarze osiągnęli sukces, więc niech oni swiętują. Czemu miałbym świętować cudze sukcesy? Czemu w ogóle miałbym nagle odczuwać jakąś dumę narodową i może wywiesić sobie szalik w szoferce? Kim Dzong Un ma nową bombę - świętujemy jego sukces? W tym wszystkim chodzi o jakąś śmieszną wspólnotę, że jak kilkudziesięciu Polaków, których widuję w telewizji odniosło zwycięstwo, to 40 milionów innych Polaków może udawać, że to również ich zwycięstwo, co jest przecież kompletnie niedorzeczne, bo jedni i drudzy są dla siebie obcymi ludźmi.
Odczuwać dumę z cudzych sukcesów - nie macie swojego życia czy jak?
Pytanie - czym różnią się owłosieni fani piłki nożnej od nieowłosionych fanek Justina Biebera i czemu ci pierwsi naśmiewają się z tych drugich, skoro i jedni i drudzy excytują się cudzym życiem?
powiedzaaaaa, środa, 11 października 2017
Comments