No niestety, jestem nikim i już nawet przemyśleń nie mam ciekawych. Żyję jak bakteria jakaś, pantofelek. Tydzień ma dni 7, w miesiącu tygodni 4, a każdy gówno wart, jak to w śmieciowym życiu, choć może być gorzej, bo mam w rejonie takich, co im się mysz utopiła we wiadrze, po tym jak spadła doń przez dziurę w suficie. Codziennie widzę, jak to w tv pokazują jakiegoś chuja, który nazywa siebie mianem mistrza Polski baristów i jakby ktoś dał się zwieźć tej szumnej nazwie, to spieszę wyjaśnić, że koleś po prostu kawę parzy. Mistrz Polski w parzeniu kawy, czaita? "Absurd jakiś" - myślę, rozglądając się po ścianach, jakbym w ukrytej kamerze był czy co. To tam kurwa gdzieś na drugiej półkuli żryć co nie mają, a ty jesteś mistrzem w parzeniu kawy? Co jeszcze? Mistrz świata w gotowaniu wody na herbatę? Złoty medalista olimpijski w przełączaniu kanałów? W gaszeniu światła w łazience? W spuszczaniu wody w kiblu? Chyba jaja jakieś. I jeszcze próbują nadać temu jakąś rangę, a parzenie kawy podnieść do miana sztuki niemal. Paranoja. Dalej znowu namawiają do wyłączania prądu, choć przecież za miesiąc przystroją cały świat świątecznymi lampkami, co to dzień i noc będą jebać prądu aż miło. Później trafiam na "Klan", gdzie nawet bachory władają nienaganną polszczyzną, a "motyla noga" jest już wulgaryzmem. Widać nie mają pomysłów, bo oprócz małżeństwa Maciusia i zazdrości Jeremiasza Izmaela Abrahama III o "oj Błożesz ty mój" vel "to ja może czaju zaparzę", wprowadzają zjawiska prawie paranormalne typu niewyjaśnione zdolności diagnostyczne bachora doktora Lubicza (którego pijane eskapady oczywiście rozeszły się po kościach) i wielbłąd w Soplicowie... tzn. na Sadybie, gdzie Jerzy zawsze rży z byle powodu, a jego syn Michał wiecznie udaje twardziela, pokrzykując na dzieci, pizduś jebany. Potem siadam do kompa i uderzam ręką w monitor, bo mi obraz niknie do zaledwie paska pośrodku, po czym piszę bzdury, te tu, myśląc "to już nie masz o czym pisać, śmieciu?". No niby racja.
powiedzaaaaa, poniedziałek, 29 października 2012
Commentaires