top of page
powiedzaaaaa

Mój "Lucky Romance" z K




Chyba będę już zamieszczał wyłącznie wpisy pisane pod pływem, bo na trzeźwo wszystko wydaje mi się zbędne, głupie, zaśmiecające czasoprzestrzeń i dopiero po paru piwach mogę się otworzyć, odpuszczając sobie autocenzurę i pisząc o zbytecznych bzdurach, jak te poniżej:


Ostatni tydzień to drama "Lucky Romance" - prawdziwe rom com, tj. komedia romantyczna w odcinkach. Zajebista. I Hwang Jung-eum, moja rówieśniczka (choć starsza o aż 10 miesięcy) w niemal mej ulubionej fryzurze, krótkiej, na chłopaka (choć wolę grzywkę na bok). Urocza i zabawna - przy "Kill Me, Heal Me" były chwile, gdy myślałem sobie, że w życiu nie widziałem aktorki, która byłaby aż tak zabawna. Zostały mi jeszcze 2 odcinki. Piw niestety brakło.


Sprawia mi wielką przyjemność, gdy trafiam na sceny (albo ćwierć sceny), które mógłbym zrozumieć bez napisów, aczkolwiek zdecydowana większość z nich pozostaje wciąż bełkotem, który chciałbym ogarnąć. Mój zeszyt z notatkami z koreańskiego liczy sobie już 10 stron, ale wciąż to jedynie poszlaki, trop do prawdziwego sensu, ukrytego za końcówkami, przez które nie wiem czy słyszane przeze mnie słowo to jedna z jego wersji czy zupełnie inne, nowe. Spoko, na wszystko przyjdzie pora - byle starczyło chęci... i czasu, bo przecież mogę jutro umrzeć. Zabawne, że szkoda mi umierać tylko wtedy, gdy mam jakiś cel... Inaczej wszystko mi jedno.


Jak można się domyśleć, ostatnimi tygodniami żyję nauką koreańskiego - "honja", czyli "samodzielną". To już coś! Z reguły nie mam po co żyć, a to trudne, więc będę się trzymał tego języka zębami. No tak już mam, że trwam dzięki przypływom jakichś głupich namiętności, które odchodzą wraz z odpływem i które moja matka określa mianem "popieprzyło go", rozmawiając o mnie z mym bratem, który mówi mi później "podobno umiesz liczyć do 100 po koreańsku - daj do 10-ciu". Ta... Niestety koreański ma dwa systemy liczbowe, więc do 100 można policzyć na 2 sposoby, przy czym każdy z nich używany jest w innych sytuacjach - ja póki co znam jeden.


Mógłbym zadać sobie pytanie: po co mi koreański? Rzecz jasna, zadałem sobie, bo ja podważam i analizuje sens wszystkiego. Po co więc? Po gówno, tzn. po nic. Nie ma ani jednego powodu. Gdybym jednak miał robić wyłącznie to, co jest mi potrzebne do życia, jedynie bym jadł, spał i srał, co może dostarczyć tylko depresji, a tego towaru ci u mnie dostatek. Mózg jest trochę jak pies, który wymaga zorganizowania mu czasu, by nie zdziczał kompletnie i nie zaczął być agresywny dla otoczenia. Nauka więc zajmuje mi mózg, dzięki czemu ostatnimi czasy nie jestem zbyt smutny, co mnie bardzo cieszy. Mam jakiś cel. W życiu potrzeba celu (a może wyzwania?). Bez celu życie jest bezcelowe. Najlepiej byłoby mieć jasno określone cele, by zdołać je osiągnąć w trakcie życia, ale widać, jestem zbyt wielkim przeciętniakiem. Mam nadzieję, że za parę lat dojdę do wniosku, że osiąganie celów nie ma znaczenia, bo liczy się... 


Ale póki co, idąc spać kładę sobie przy łóżku zeszyt ze słówkami i zwrotami, by po przebudzeniu się pierwsze 10 minut poświęcić na powtórzenie wszystkiego od nowa. Po robocie zaś wracam do domu i przez minimum godzinkę uczę się nowych zwrotów, po czym oglądam 2 kolejne odcinki dram. W robocie zaś słucham innego Koreańczyka... Recenzja za parę dni na Nygusie.


Ten wpis to nic wartego uwagi (tak jakby inne były), ale trudno.



powiedzaaaaa, niedziela, 24 lipca 2016

1 wyświetlenie0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Muszę zapamiętać:

Jeśli czujesz się samotny, jedź spotkać się z rodziną - szybko najdzie cię ochota na bycie samotnym. powiedzaaaaa, poniedziałek, 1...

Comentários


bottom of page