Życie, które wiodę nic mi nie daje, a jedynie wymaga. To relacja niewolnik - cesarz. Pracuję na życie, które jedynie pozwala mi trwać przy nim, choć bez mojej satysfakcji z tego trwania, bez spełnienia, radości czy uciechy. Pracuję na życie w obawie przed śmiercią, jak niewolnik dźwigający cesarza w lektyce. Co zabawne, ja i tak przypłacę to życiem.
30 lat i wciąż nie mogę pogodzić się z życiem i samym sobą.
Piszę już coraz mniej. Bo i co ja mogę nowego napisać? Tkwię w błędnym kole myśli, z których nie mogę znaleźć wyjścia i jedynie zmieniam metafory na opisanie mej sytuacji. Powinienem je zebrać w całość i wydać "100 sposobów na powiedzenie, że życie nie ma sensu".
W ostatnim półroczu, psychicznie jestem w kiepściutkim stanie, bardziej przygnębiony niż zwykle - czekam tylko na bezsenność, brak apetytu i utratę wagi, by móc oficjalnie ogłosić siebie chorym na depresję - bez powyższych objawów, to tylko rozsądek. Bo przecież depresja to jedyny rozsądny stan umysłu.
Po robocie - dramy. Z ostatnio obejrzanych: "Hwang Jin Yi", 24 odcinki - 24 godziny, a więc calutki dzień życia poszedł. Piękne kostiumy, odpowiednia muzyka, łzawa historia miłosna oparta na mezaliansie, a całość na biografii, żyjącej w XVI w., najsłynniejszej koreańskiej kisaeng (odpowiednik japońskiej gejszy).
A z innej beczki, to prawie się rozpłakałem przy poniższym utworze. "Arirang" - jedna z najbardziej znanych ludowych pieśni koreańskich, wpisana na listę dziedzictwa UNESCO i opisująca męczarnie podczas przeprawy przez przełęcz górską o nazwie Arirang. Posiada wiele wersji, w tym nawet takie śpiewane od ponad 600 lat. To jest melodia, to jest historia, to jest text, a nie jakieś "Ruda tańczy jak szalona...":
powiedzaaaaa, niedziela, 29 maja 2016
Comentarios