Jak mnie śmieszą te chłopy na rowerach, ubrani w obcisłe trykoty jak jakiś pierdolony Lance Armstrong. Jadą te przygłupy w słońcu 35 stopni, dyszą i pewnie se wmawiają, że właśnie biorą udział w jakimś Tour de Pologne i nie mogą przerwać walki ze sobą, więc walczą dalej. Ich widok jest taki żałosny... Chce se to pojeździć, to niech wsiada w normalnej koszulce i jedzie - po chuj mu ten profesjonalny strój? Chce się poczuć profesjonalistą? Zawodowym kolarzem? Nie za stary na takie bzdury, bajeczki? Nadwaga 20 kg, bync oparty na ramie od roweru, wąsy upocone jak świnia i jedzie na rekord... Później dostaje zawału, a ja się śmieję, hehe.
Pamiętam takich z dzieciństwa. Na każdym osiedlu znalazł się jakiś bogaty głupek, co to na zwykły, osiedlowy mecz, jakich grało się po 3 dziennie, wychodził odpierdolony jak na Ligę Mistrzów, ubrany od stóp do głów w oryginalne ciuchy Bayernu czy Borussi - czyściutkie koreczki, bielusie getry, błyszczące spodenki i koszulka - wszystko Adidasa czy Nike. I choć sami w całej garderobie nie mieliśmy nic markowego, a na nogach jakieś ściorane buciory, to nikt nie czuł się gorszym... bo każdy wiedział, że ten bogaty pajac nie potrafi nawet piłki dobrze kopnąć. Kojarzycie takich, co nie? Na każdym osiedlu był taki pacjent, co wyglądał efektownie, ale go ojce nawet biegać nie nauczyły. I tu wychodziło piękno futbolu - liczyły się wyłącznie umiejętności, najlepszy na boisku był Bogiem i każdy chciał go mieć w drużynie - tych w ładnych ciuszkach dobierano na końcu, bo i tak się nie przyda, ale skoro już przyszedł...
powiedzaaaaa, poniedziałek, 06 lipca 2015
Comments