O wsadzaniu i zabawie drutem
- powiedzaaaaa
- 28 kwi 2019
- 2 minut(y) czytania
Ostatni miesiąc to ogród, a w zasadzie podwórko. Jak ogród to japoński, rzecz jasna. Możliwości ograniczone, tło chujowe, wymiary terenu do dupy, rozmieszczenie wszystkiego na nim również, więc złota z gówna nie będzie... ale sakury kupione... i klony... i azalie... Moje podwórko nigdy nie spełni moich oczekiwań - muszę się wyprowadzić do lasu. Taki już jestem, że nigdy nic nie jest dość dobre i zadowalające - tata był identyczny, a ja ponoć z roku na rok robię się "wypisz, wymaluj ojciec", więc łażę rozczarowany tym, że ludziom z wyobraźnią (że niby ja) brak możliwości, a tym z możliwościami brak wyobraźni. Ja próbuję ulepić ze stolca filiżankę, a mój wujek na swojej zajebistej działce ma... polną trawę. I kostkę, rzecz jasna, bo polskie posesje stoją trawnikiem, kostką i tujami przy płocie.
Albo bogacze pokroju Jantonia - posiadłość wielkości Białego Domu z bramą wysoką na 5 metrów, 0,5 km dojazdem do domu i zerowym pomysłem na urządzenie przestrzeni. Ech, chyba skończę architekturę krajobrazu...
Druga sprawa, której ostatnio poświęcałem nieco czasu to bonsai. 4 lata temu przywędrowała do mnie z Japonii akwarystyka, mniej więcej rok później wzięło mnie na bonsai, dostałem fikusa i zacząłem się bawić drutem. W tej chwili mam raptem 4 drzewka, w tym dwa outdoory, wszystkie młodziutkie i dopiero na początku swojej drogi, bo jak to mówią "sadzi dziadek, pielęgnuje ojciec, a bonsai ma syn", więc trochę to potrwa. Ja nie mam ani ojca ani syna, więc będę się do śmierci w pojedynkę bawił drutem... aż padnę w ogródku pełnym doniczek.

Tydzień temu wykopałem z podwórka ponad 20-letniego jałowca (z tych płożących się) - miał iść na śmieci, bo od lat marnieje, ale pomyślałem, że zabawimy się w yamadori, więc wykopę, odetnę co uschnięte (3/4 rośliny), resztę wsadzę do pojemnika i jeśli przeżyje zimę, to na wiosnę zaczniemy zabawę, a jest co tam wyginać, bo dziadowi zostały ze cztery 1,5 metrowe gałęzie, naturalnie przystosowane do stylu kengai.

Tyle u mnie. Nudy. Żadnych wypraw, podróży czy sexu z reklamówką na głowie. Powinienem znaleźć sobie kobitę, choćby po to, by mieć z kim jeździć na wakacje. Lata lecą, pieniądze leżą, świat czeka, a ja drugi rok z rzędu przesiedzę w chacie, bo nie mam z kim jechać. Takie są minusy kawalerstwa po 30-tce, że jesteś sam. Jak na ironię, plusy są takie same.
powiedzaaaaa, sobota, 01 lipca 2017
Comments