Ponad 30 lat, a wciąż jak dziecko ulegam pewnym rzeczom. Szukam obrazu/plakatu Seulu i już mnie bierze, żeby wyrwać się z peryferiów życia do metropolii, skuszony neonami i możliwością rozświetlenia nimi szarego, nudnego jak chuj i przeciętnego do bólu życia w dupie Polski, gdzie jedynie chodzę do roboty i wracam do domu, oglądać cudze życia. Jak dziecko ulegam takim myślom, choć to przecież bzdury, bo czy w Pabianicach czy Warszawie czy Seulu, ludzie marnują swoje krótkie życia siedząc w celach zwanych biurami, odbębniając w nich wyroki ponad 40 lat robót społecznych, po czym wracają do swoich mieszkań z Ikei, by odpocząć, zawsze wzdychając do czegoś innego i nieosiągalnego. Zapewne jest gdzieś w Seulu kretyn, który chętnie zamieszkałby pod Łodzią, jak niektórzy Hindusi, których widuję, bo zdaje mu się, że tu będzie spokojniej, wolniej i że właśnie to da mu szczęście. Nie mam pojęcia co skłoniło tych ludzi do przyjazdu z końca świata do takiej dziury jak moje "miasto", ale i mnie łażą takie naiwne myśli po łbie, choć zamieniłbym jedynie prostotę, nudę i przeciętność na stres, problemy asymilacyjne i barierę językową, zaś samo życie dalej polegałoby na łażeniu do pieprzonej roboty i czekanie na relax przy piwie.
Według mnie szkolnictwo wymaga ogromnej, fundamentalnej zmiany i odejścia od nauczania typowych przedmiotów, z których człowiek nic nie wynosi. Czemu edukacja człowieka polega na wpajaniu mu wiedzy z biologii, chemii, fizyki i reszty, a nikt nie uczy człowieka jak żyć, by być szczęśliwym? Gdzie młody człowiek ma się tego dowiedzieć? Czemu zostaje z tym problemem samotnie? Czemu tę najważniejszą lukę musi sobie załatać samemu? Wychodzi taki młody człowiek ze szkoły ze znajomością tablicy Mendelejewa ale nie wie, co ze sobą zrobić, więc zostaje mu jedynie naśladować innych. A może by tak zastąpić nauczycieli matematyki, jakimiś coachami od samorealizacji siebie albo chuj wie, mnichami z Tybetu... Może by tak przestać pierdolić o algorytmach tylko zająć się nimi, wsłuchiwać się w nich, pomagać im obierać drogę i kształtować - nie kształcić. Spędziłem w szkołach łącznie 17 lat i nie wyniosłem z nich nic prócz wielkiego znaku zapytania. Wyszedłem z dyplomem poza bramę uczelni i nie miałem pojęcia co ze sobą zrobić. Wróciłem do domu, włączyłem telewizor, a tam, jak zawsze mówili o roli glutenu w pożywieniu, zresztą mówią do dziś. Zawsze czuję się jakby mi czegoś brakowało, jak rozdzielone dziecko syjamskie. Mam w sobie dziurę, której nie potrafię załatać.
No i cóż, to mają do siebie urlopy, że człowiek szuka plakatu, a kończy pisząc zalążki manifestów, które zresztą nie mają sensu, jak wszystko.
powiedzaaaaa, poniedziałek, 26 lutego 2018
Comments