Po pierwszym meczu Koreańczyków wysłałem do Jacka Laskowskiego wiadomość z fonetycznym zapisem nazwisk zawodników Korei Płd., bo lubię chłopa i nie chciałem by robił błędy. Dzisiejszy mecz z Mexykiem komentował kto inny i niestety również popełniał te same, dość żenujące błędy w wymowie. Żenujące dlatego, że przecież nazwiska na koszulkach Koreańczyków zapisane są po angielsku w taki sposób, by możliwie najlepiej oddawały brzmienie oryginału, więc jeśli ktoś zna j. angielski to nie powinien nazwiska "Hwang" czytać jak "Hfang" tylko, rzecz jasna, "Hłang". Nie wiem czemu panowie komentatorzy koniecznie chcą przerabiać angielski na jakiś, w ich mniemaniu, chyba koreański czy coś... skoro z wymową innych nazwisk, np. Anglików, nie mają takich problemów. W j. koreańskim nie ma głosek 'f' czy 'w', więc owy Hwang to musi być 'Hłang' a nie żaden 'Hfang'. I tu dochodzę do punktu, w którym mogę powiedzieć, że owe angielskie transkrypcje, tzw. romanizacje są chujowe i jedynie wprowadzają niepotrzebne nieporozumienia, bo przecież tak jak ang. słowo "bank" czytamy jako "benk", a "bang" jako "beng", tak i słowo "Hwang" powinno być przeczytane jako... "Hłeng" - tyle, że owy Koreańczyk nie jest "Hłengiem" tylko "Hłangiem". Podobnie z wieloooooma koreańskimi nazwiskami zapisywanymi po angielsku jako "Lee". W oryginale nie ma w nich żadnego "L" - to po prostu, polskie "I", a angielskie, co najwyżej "E" czytane, of course, jak "I". Widać dla zachodu każdy Azjata to Bruce Lee albo Jet Li.
A na marginesie, Korea stworzyła tyle samo akcji podbramkowych co Mexyk, więc nie rozumiem czemu komentatorzy cały mecz sugerowali, jakoby ci synowie ogrodników i niań Amerykanów byli o klasę lepsi i kontrowali mecz.
powiedzaaaaa, sobota, 23 czerwca 2018
Comments