top of page
powiedzaaaaa

Pekin i K-Dramy


Jak się nie ma po co żyć, to trzeba sobie znaleźć...

- Dziewczynę? - Chłopaka? - Nie, kurwa... Serial!


Wkrótce minie już połowa roku 2016-ego i choć to będzie żałosne, to wypada mi powiedzieć, że rzeczą, która miała największy wpływ na mój łeb w owym półroczu był... serial... południowokoreański... drama, ściślej mówiąc... "Cesarzowa Ki". 


Mówiłem, że to będzie żałosne. Musicie jednak zrozumieć, że wiodę puste, jałowe, bezcelowe życie, więc i byle serial może stać się światełkiem w ciemnym jak dupa tunelu. Bo wówczas jest na co czekać. 


Ale nie o sam serial idzie. Daleki Wschód to bowiem taka choroba, na którą zapadam co kilka lat i "Cesarzowa Ki" odkopała na nowo tę fascynację. Serial opowiadał o losach Koreanki za czasów mongolskiej dynastii Yuan, władającej Cesarstwem Chińskim. Stąd też zaczęło mnie ciągnąć do Chin. I nie chciałem poprzestać na oglądaniu filmików w necie, więc podjąłem starania, znalazłem towarzysza podróży, termin wyjazdu, wyrobiłem paszport i...

...za 3 tygodnie miałem być w Pekinie. Serio. Na początku czerwca miałem zwiedzać Zakazane Miasto, Wieki Mur Chiński, Świątynię Nieba, itp.


Niestety nie będę, bo towarzysz mój nie wyrobił się z paszportem na czas i termin przepadł, zaś kolejne - ze względu na otwarcie sezonu wakacyjnego - są nie na jego kieszeń. Następny rozpatrywany przez nas termin, to okolice października, ale do października zapewne cały wyjazd legnie w gruzach i rozejdzie po kościach.


Ano, wypadałoby w końcu, kurwa, zmężnieć, zewrzeć zwieracze i jechać samemu. Tak czy inaczej - zadziwiające, do czego może pchnąć człowieka jeden serial, klasy B, jakby nie było.

Póki co, z zainteresowania Dalekim Wschodem zostały mi więc koreańskie dramy, bowiem po zakończeniu "Cesarzowej Ki", obejrzałem w necie inny serial z Ha Ji Won, mianowicie "The King 2 Hearts", obecnie kończę "Damo" (ponoć pierwszą kultową dramę w Korei), a dalej biorę się za "Hwang Jin Yi", bo zapowiada się zajebiście. 


Spodobały mi się te koreańskie dramy za ich iście szekspirowskie fabuły (żart, ale jest coś na rzeczy), pełne poplątanych losów, żyć wiszących na włosku, bohaterów cierpiących wiekami, targanych (ach, jakże targanych!) wewnętrznymi konfliktami, namiętnościami niemożliwymi do zrealizowania i miłością często niezdolną pokonać społeczne bariery, skrywaną latami. Wszystko odpowiednio przejaskrawione i nad wyraz. Jak jednak wspomniałem o klasie B, tragizm fabuły dorównuje chwilami nieco amatorskiemu wykonaniu - tak najszybciej podsumowałbym "Damo", gdzie zajebista historia przedstawiona jest w kiepski sposób, sceny walk są kompletnie nieczytelne, a tandetne, rockowe riffy w stronie muzycznej kompletnie nie pasują do XVII wiecznej Korei. A mogli zrobić z tego coś na kształt "Hero" czy "Domu Latających Sztyletów". Tak czy inaczej, K-dramy mają w sobie coś innego niż agenci FBI i picie winka w wannie. To zupełnie inna stylistyka.


Poza ciekawą, zawiłą fabułą, nieoczekiwanymi zwrotami akcji, łzawymi wątkami miłosnymi jak z największych melodramatów kina (ok, przesadzam) i ogólnym wschodnim kolorytem (zwłaszcza w swej odmianie historycznej czyli sageuk, z tradycyjną, azjatycką scenografią, kostiumami, itd), K-dramy ujmują mnie brakiem epatowania nagością i sexem.    


Dramy, które do tej pory obejrzałem przypominają swoją pruderią kino sprzed czasów rewolucji sexualnej, gdy miłość na ekranie ograniczała się do westchnień, spojrzeń i objęć, a szczytem perwersji był pocałunek. I to wystarczyło, by widz przeżywał miłość bohaterów. Nie trzeba było gołych dup, cycków na wierzchu, robótek ręcznych, lizania z językiem, kilkuminutowych scen jebania się w łóżku, sapania i stękania (oto wpływ popularności pornografii na kinematografię). I to właśnie z tamtego, pruderyjnego okresu pochodzą największe romanse kina, o miłości platonicznej, jedynej, po grób - "Casablanca" czy "Przeminęło z Wiatrem". Lubię ten brak wyuzdania - bo gołe dupy powinny być w pornosach, a od kina, które aspiruje do miana sztuki, oczekuję wyższych rzeczy niż najniższe popędy. Zgrabnie to ująłem.


Także co, zachęcam do koreańskich dram. Są jak kawałek poniżej (beatmakerzy, bierzcie sample): przesadnie dramatyczne i nieco tandetne. Ale jeśli ten numer wam się podoba, to i seriale przypadną do gustu, bo to ta sama łzawa stylistyka spadających liści i westchnień nad wszystkim:




powiedzaaaaa, niedziela, 15 maja 2016

0 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Muszę zapamiętać:

Jeśli czujesz się samotny, jedź spotkać się z rodziną - szybko najdzie cię ochota na bycie samotnym. powiedzaaaaa, poniedziałek, 1...

Comments


bottom of page