Podjeżdżam na stację. Jeszcze auta nie zatrzymałem, a tu już pracownik stacji leci mi tankować moje auto. I tak wiecznie ścigam się z nimi, by zacząć nalewać zanim do mnie podejdą, by nie musieć odmawiać ich "pomocy" albo ją przyjmować i tłumaczyć które paliwo i za ile. Ile zbędnego gadania! I to z kim - z ludźmi! I to takimi poza mną. A przecież mogę to sam zrobić, bo na chuj mi ich pomoc? Co ja niepełnosprawny jestem? Niedorozwinięty? Być może baby lubią być wyręczane w tankowaniu paliwa, bo przecież niejedna już podczas tej czynności wysadziła całą stacje w powietrze, ale nie ja. Po chuj w ogóle wymyślono takie zajęcie dla pracowników stacji? To całe włażenie w dupę klientowi i wymyślanie idiotycznych obowiązków pracownikom urosło do gigantycznych rozmiarów i wszystkich jedynie wkurwia. Klientom, że ktoś im nadskakuje, a pracownikom, że muszą nadskakiwać. Co za gówno, kurwa. Podjeżdżam zatem, facet już stoi przy wlewie, pyta się "co lejemy?" i mam ochotę powiedzieć "ciebie, chuju", po czym zajebać mu z łebka, ale szkoda mi się go robi, bo facet ma z 40 lat i przyszło mu pracować w takim gównie, więc mówię '95-tkę za 150 zł' i idę do środka. I stoję i stoję i stoję, a on leje i leje i leje. I jestem sam przy kasie i nie mam o czym gadać z kasjerką, więc by przerwać ciszę i zapewne wypełnić jakiś jebany plan sprzedaży, pani pyta mnie czy chcę coś tam kupić, jakiegoś hot-doga, powerade'a czy inne kurestwo. Mówię 'nie' i dalej czekam, bo facetowi pewnie pistolet odbija, gdyż jebane Włochy - lowelasy i miglance, umiejscowili w swych autach wlewy pod takim kątem, że trzeba wiedzieć jak lać, inaczej odbija. Skończył wreszcie, idzie i załamuje mi ręce pytaniem "za 130 czy 150 miało być?". 150, kurwa. Już dawno bym skończył i nie stał jak kołek! Wraca tankować, kasjerka rozluźnia sytuację, płacę, wychodzę i obcy facet wręcza mi moje kluczyki do mojego kurwa auta. No ni chuja już więcej nie dam nikomu tankować mojej fury. Obcy facet daje mi moje kluczyki! Tak jakby ci oddawał twoje jaja. Wkurwiła mnie ta scena, bo to moje auto, moje kluczyki i wara od tego, kurwa. Samochód to rzecz osobista.
Tata przekazał mi raptem kilka cennych rad, ale jedna z nich brzmiała: "żony i samochodu się nie pożycza". Choćby na sekundę, że rozwinę tę złotą myśl. Amen.
A poza tym, to tata mówił jeszcze, że "kto się pizdą urodził, ten skowronkiem nie umrze", że "baby to się powinny nauczyć dobrze jeździć dupą po prześcieradle, a nie samochodem" i że jakby trzeba było, to "w mordę, z kopa i nożem".
powiedzaaaaa, sobota, 01 czerwca 2013
Comentarios