Nie lubię rozmów z ludźmi. Rozmowa to w zasadzie walka o wpływy. Bo jak powiesz, że np. nie lubisz kotów, to zaraz będziesz to musiał uargumentować, a chwilę później bronić w ogniu krytyki i kontrargumentów, tak jakbyś nie mógł mieć swojego, odrębnego od innych zdania; tak jakby ludzie musieli cię przeciągnąć na swoją stronę, pozyskać dla swojej idei, byś był tacy jak oni, zajebiści, rzecz jasna - chuj wie po co. Bo koty to, bo koty przecież tamto, a ty jesteś zjebany, że ich nie lubisz... Koniec końców musisz się tłumaczyć ze swoich poglądów, jakby istniał w ogóle jakiś powód ku temu; jakby świat stał na sympatii do kotów. Tak mam i tyle, nic nikomu do tego. Poza tym, co mnie obchodzi, że wy lubicie te koty? Lubcie je sobie, chuj mnie to obchodzi.
To tylko przykład, ale że właściwie 50 % rozmów kończy się na obronie swojej postawy, która koniec końców i tak nie zostanie zaakceptowana (choć i tak mi nie zależy na tej akceptacji), nie mam ochoty z nikim rozmawiać i traktuję konwersację jak grę w szachy, przewiduję odpowiedzi i często gryzę się w język, tylko po to, by uniknąć przewidzianego ruchu, kolejnej irytującej, nudnej, zbędnej rozmowy, w której będę musiał się z czegoś spowiadać. A zdecydowana większość rozmów właśnie na tym polega. Ja nie mam ochoty nikomu tłumaczyć, czemu robienie zdjęć z wakacji jest wg mnie zbędne.
Tak wyglądają rozmowy ze znajomymi, bo przy obcych, człowiek - o ile ma trochę taktu i nie jest zjebany - kontroluje nieco swoją expansywność i nie narzuca innym swoich poglądów, nie wiedząc na ile może sobie pozwolić. W rodzinie każdy jest najmądrzejszy.
Choć zawsze myślałem, że to ja mam problemy z komunikacją międzyludzką, ostatnio oświeciło mnie, że wy nie jesteście lepsi, tylko popełniamy inne błędy. Bo w gruncie rzeczy, mało kto z was umie dobrze rozmawiać. Przyglądam się swoim bliskim i pomijając już fakt, że w zasadzie każdy z nich traktuje konwersację, jak bitwę, którą musi wygrać, to niemal wszyscy dążą wyłącznie do wyrażania siebie, nie dbając kompletnie o swojego rozmówcę. Znam całą masę ludzi, którzy rozmawiając z Tobą, nie spytają Ciebie o... Ciebie, o to co u Ciebie, jak Ty się czujesz, co tam w Twojej pracy, jak Twoje zdrówko, co Ty ostatnio ciekawego widziałeś? Zero zainteresowania Twoją osobą, czym umniejszają Twoją wartość. Nie pytają, bo wg tych ludzi, to Oni są najważniejsi i to ty masz pytać Ich o Nich, by Oni mogli opowiedzieć ci o Sobie. Rozmowa z nimi przypomina prowadzenie wywiadu - ty dziennikarz, oni VIP. I jeśli nie spytasz Ich o Nich, nie będzie rozmowy - cisza. W chuj razy przyszło mi prowadzić taką rozmowę. A najlepsi są ci, którzy już od progu sami zaczynają o sobie opowiadać - o swoim nowym samochodzie, o nowej kanapie w salonie, o tym co ostatnio sobie kupili... kompletnie nie interesując się Tobą.
Z kolei sensu rozmowy z obcymi ludźmi, nie widzę już w ogóle. Po co było mi rozmawiać z autostopowiczami z ostatniego wpisu? Po co mi wiedzieć kim są, skąd jadą, czym się zajmują, co widzieli, co myślą o Czechach? Przecież za godzinę się pożegnamy i nie zobaczymy nigdy więcej.
powiedzaaaaa, wtorek, 03 maja 2016
Comments