top of page
  • powiedzaaaaa

Sen nr 145368

Zaktualizowano: 31 paź 2020

I znów śniła mi się Ola. Nie wiem, ja ją chyba kochałem czy coś, bo przecież od liceum mija już bodaj 10 lat, a Ola wciąż, raz na kilka miesięcy nawiedza mnie w snach i wszystko w nich zaczyna się od początku: gra spojrzeń, nerwowe milczenie, wyczekiwanie odpowiedniej chwili. I podobnie dzisiaj. Śnił mi się jakiś zlot klasowy, na który w rzeczywistości nigdy bym nie poszedł, bo na takie spędy chodzą wyłącznie ci, którzy chcą się pochwalić swym życiem, a ja nie mam czym i jeśli mimo wszystko na takim zlocie bym się znalazł, to chyba tylko po to, by zobaczyć Olę z mężem, w nadziei wyczytania w jej twarzy rozczarowania jego osobą i udawania przed nią kogoś lepszego niż jestem, kogoś z klasą, wdziękiem i nienachalnym humorem, by w nocy, leżąc obok męża pomyślała, co by było gdyby... Oprócz Oli byli inni, w tym ludzie spoza liceum, z podstawówki i koniec końców wyglądało to na zlot ludzi z mojej młodości. Zabawne, że dawni przyjaciele z dzieciństwa wciąż są żywi w mej psychice. Wpierw weszliśmy do jakiegoś baru, gdzie przy stole siedziała ona i dwie inne. Miałem usiąść gdzie indziej, ale jedna z nich zaprosiła mnie bliżej i koniec końców tylko ona dzieliła mnie od Oli. Wybór tego miejsca był błędem. Nie zobaczyłem jej, nie zamieniłem słowa - jedynie widziałem jej palce dotykające słomki w piwie z sokiem. Nazajutrz był oficjalny bal i każdy odsztyftował się na galowo, ja również. Dziwny był to bal, bo nikt nie tańczył i nie było muzyki, wszyscy siedzieli na krzesłach ustawionych pod ścianami, patrząc na pusty parkiet i siebie nawzajem. Bardziej to przypominało stypę nad zmarnowanym życiem wszystkich dookoła. Siedziałem nieopodal jej i wciąż toczyliśmy ze sobą tę grę spojrzeń. Ola była sama, obok niej usiadł Przemek, mój najlepszy kolega z podstawówki, który w rzeczywistości nie widział nigdy Oli na oczy. Czemu on? Psychika ustawiła mi przed Olą największą przeszkodę. Przemek bowiem jest dziś bogatym człowiekiem, po tym jak dorobił się i wciąż dorabia na dopalaczach. Oprócz pieniędzy doszło coś jeszcze. Przemek na tej sali błyszczał. Zabawiał zgromadzonych opowieściami i wszyscy jedli mu z ręki, wlepiając w niego gały, czekając co jeszcze powie. Bił od niego wdzięk i spokój, w ruchach przebijała gracja - zupełnie jakby już kilka dni wcześniej wiedział, co będzie mówił, robił i zdążył się do tego przygotować, jak aktor, zaplanować każdy gest i nie pomylić się ani razu. Był taki, jakim ja chciałbym być. Ale nagle obrócił się w stronę Oli, chwycił w palce przypinkę, którą tamta miała zaczepioną w okolicy piersi, po czym nonszalancko przejechał jej palcem po podbródku, jak to robią w filmach cwaniaczki, mówiąc do głupich dziwek obcesowo "podobasz mi się, kotku, i jak zechcę, będziesz moja". Zbyt nonszalancko. Ola bowiem dostojnym ruchem chwyciła jego palec i odepchnęła od siebie. Ciekawe, co było na przypince. Przemek odszedł, a Ola rzuciła w moim kierunku dyskretny uśmiech, kolejny tego wieczora. Poczułem, że mam szansę, że może tak jak ja śniłem o niej, może tak i ona myślała o mnie przez te wszystkie lata i nigdy nie wyrzuciła mnie z serca i nie wiedzieć czemu nie pozwalała temu uczuciu zgasnąć, trzymając o mnie wspomnienie. Choć nie pamiętam bym wstał z miejsca, nagle byłem bliżej niej. Leżałem jak łajza na krzesłach, nie wiadomo czemu. Widać mam jakiś konflikt wewnętrzny (no shit) i w snach ewidentnie atakuję sam siebie, poniżam, umniejszam wartość. Spytałem ją o coś. Odpowiedziała zniecierpliwiona, że nie chce tu być, że źle się tu czuje i chciałaby wrócić już do domu. Choć nie mówiła nic o dzieciach, wyczułem w jej zdaniach niecierpliwość matki chcącej wrócić do dziecka, może dzieci, która nawet jak jest na imprezie, to kurczowo ściska w dłoniach telefon, by w razie czego odebrać rozmowę. Zaimponowała mi tą miłością, dobrocią i oddaniem. Powiedziałem, że ja nie chcę wracać i że zrobiłbym wszystko, by zostać tu jak najdłużej. Mówiąc to myślałem o darmowym alkoholu i swoim gównianym życiu, od którego ten chujowy bal był jakąś odskocznią, jednak, sądząc po spojrzeniu Oli, ona odebrała to jako komplement i coś w stylu "nie chcę wracać, bo w domu nie ma ciebie" i "zrobiłbym wszystko, by zostać tu z tobą jak najdłużej". Przemka nie było, więc tłum zaczął się zbierać do wyjścia, a między nami, po raz kolejny w mych snach, doszło do niedosłownego co prawda, ale jednak, odkrycia kart, wyjaśnienia wzajemnych uczuć. Szliśmy do drzwi. Razem. Musnąłem marynarką jej odkrytego ramienia i przeszło mi przez myśl, by szarmancko posłużyć jej swoim, byśmy opuścili to pomieszczenie jak para. Pomyślałem, że podniesie wtedy na mnie swoje wielkie oczy i opromieni uśmiechem, ale zaniechałem pomysłu. Na korytarzu był spory tłok i toalety. Znalazłem trójkąt i wszedłem do kibla. Po raz kolejny w mych snach ciało wysłało impuls do psychiki i skierowało mnie do łazienki. Pisuary były zajęte, wszedłem więc do kabiny, która, jak się okazało, była pomieszczeniem narożnym całego budynku - przeszklonym. Miałem problem ze ściągnięciem portek, ludzie stojący na ulicy patrzyli jak zmagam się z rozporkiem. Okazało się, że jakimś cudem pod garniturem miałem drugi komplet złożony z krótkich spodenek, drugiej koszulki, drugich skarpetek - garderoba dziecka. W nerwach rozebrałem się do rosołu, rozrzucając ciuchy po kabinie... i zacząłem szczać. Szczałem i szczałem i szczałem... aż się obudziłem, bo szczać mi się chciało.

I znowu Ola mi odejdzie. Zawsze się tak kończy. Zawsze jesteśmy nieśmiali, niepewni, aż wreszcie wszystko staje się między nami jasne i gdy już mamy być razem, sen się kończy bądź kompletnie zmienia taśmę, a najczęściej po prostu budzik dzwoni. Ano, do następnego snu, za parę miesięcy, moja personifikacjo potrzeby miłości. Na jawie w ogóle o niej nie myślę.

PS. Tak to już jest, że jak się przed snem nachlasz wody, to we śnie pójdziesz do łazienki i będziesz szczał i szczał i szczał i szczał. Tak jak tydzień temu, gdy śniłem o sexie z inną znaną mi dziewczyną z rejonu, która zresztą wcale mi się nie podoba, ale z którą ktoś chciał mnie swatać. Wszedłem do jej mieszkania, czekała już w łóżku, a mnie nagle przyszło do głowy, że przecież wypadało się do tego jakoś przygotować, a ja nieumyty, śmierdzę potem, skarpetka dziurawa na pięcie i... szczać mi się chce. Zacząłem szukać łazienki, a gdy już ją znalazłem, szukałem nici i tego drewnianego gówna do cerowania. Kibel był zasłonięty jakimiś klamotami i koniec końców szczałem do niego z odległości kilku metrów, ponad koszem na brudne ciuchy. I szczałem i szczałem i szczałem, aż się obudziłem z potrzeby opróżnienia pęcherza. Podobnie jak w niedzielne poranki, gdy śni mi się, że piję i piję, całe litry wody, bo przecież w sobotnie wieczory pije alkohol i w nocy zwyczajnie mnie suszy.



powiedzaaaaa, środa, 14 stycznia 2015

4 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Z pewnej, dawnej rozmowy:

- Za komuny to byłoby nie do pomyślenia. Za komuny już by ludzie dawno temu wyszli na ulice, a teraz? Kiedyś były wielkie zakłady i silne związki zawodowe, które łatwo mogły zebrać do kupy tysiące pra

"Pintki" to fajne słowo

W TV mówili o potrzebie pamięci o Auschwitz. Nie lubię słowa "pamiętać" w odniesieniu do takich rzeczy. Pamiętać bowiem mogą świadkowie naoczni, dla których lata spędzone w Auschwitz są wspomnieniami.

bottom of page