Ola mi się śniła. Mój stały punkt programu - jak ta żona Di Caprio w "Incepcji", przechadza się raz na kiedy po mojej głowie. Dawno jej nie było... ale one zawsze wracają. I jak zawsze, nie wiadomo, czy jesteśmy razem czy nie.
Siadaliśmy właśnie na tylnych siedzeniach jakiegoś PKSa. Sadzając dupę na fotelu, zawahałem się, jak usiąść, w jakiej odległości od Oli, dupa przy dupie, ramię przy ramieniu, tak byśmy się stykali ciałami czy z zachowaniem dystansu. Ułamek sekundy konsternacji. Kłopot z określeniem owej odległości był równoznaczny z tym, że jak zwykle w mych snach o Oli - nie wiem, co jest między nami, czy jesteśmy razem czy nie. Usiadłem niby przypadkiem mając z nią styczność, że niby siedzenia wąskie.
- Kurtkę mam mokrą - powiedziałem.
- To zdejmij ją.
- Ale zimno będzie... chyba, że ogrzejemy się swoimi ciałami - zażartowałem, obejmując ją w bok, prawie kładąc się na niej, by zrozumiała, że mam na myśli małe kowabunga (to z Turtlesów).
Ola zaśmiała się. Przylgnąłem na chwilę do jej szyi, a ona pozwoliła mi na to - przypominało to takie niewinne mizianie się Simby z tą jego lwicą w "Królu Lwie". Nasza znajoma z fotela obok rzuciła komentarz:
- Powinniście być razem. Widać, że ciągnie was do siebie.
Spojrzeliśmy z Olą na siebie. W tym trwającym dosłownie ułamek sekundy spojrzeniu, dostrzegłem na twarzy Oli pierwsze oznaki starości - lekkie worki pod oczami i zmarszczki mimiczne wokół nosa i ust, od częstych uśmiechów. Ano, oboje dobiliśmy do 30-tki. Zabawne, że Ola będzie się starzeć w mych snach - myślałem, że zawsze będzie młoda i jędrna. Nie wiedzieliśmy, jak zareagować na komentarz znajomej, bo jak zwykle - niby chcemy być razem, ale każde z nas boi się spróbować, uważa że nie jest dość dobre dla drugiego i że prędzej czy później usłyszy to od tej drugiej strony.
Wstałem, zdjąłem tę kurtkę i usiadłem z powrotem obok Oli. Położyłem jej rękę na udzie (nie ma to jak kobiece udo w jeansie), jakby sugerując, że "zaklepane", że to udo jest moje i mam prawo trzymać na nim rękę... ale patrząc gdzieś w dal, po cichu powiedziałem tylko:
- Zobaczymy... jak się wszystko rozwinie...
I budzik zadzwonił. Ano, zobaczymy.
powiedzaaaaa, czwartek, 31 grudnia 2015
Comments