Gdy przeciętny, polski gówniarz jara się... tym, czym się jara przeciętny, polski gówniarz, w sercu polski jest taka klasa, w której gówniarze ślinią się na widok farbowanych Azjatów, śpiewając łamanym koreańskim teksty, których ni w ząb nie rozumie nikt w promieniu kilku... dziesięciu... narodów.
Mniej więcej rok temu wkręciłem kilkuletniej chrześnicy jakiś K-popowy kawałek zasłyszany w serialu. Tak jej się spodobało, że przez kilka tygodni katowała ten utwór, po czym zaczęła zaglądać do innych proponowanych kawałków i w ten sposób zaraziła się K-Popem na dobre, więc dziś, w wieku 7 lat naparza ostro Black Pink i BTS, mając na punkcie tych ostatnich, a zwłaszcza niejakiego Rap Monstera niezłego fioła. (Ja takich rzeczy nie słucham, żeby była jasność, ale dla niej pewnie lepsze to niż ociekający sexem amerykański pop.)
Sprawa jest jednak grubsza. Chrześnica poszła do szkoły i zaraziła Koreańczykami połowę klasy. Teraz wszyscy gadają tylko o BTS'ach. Stworzyłem więc małą sektę Koreańczyków. Jestem dumnym ojcem chrzestnym i guru wszystkich tych żółtodziobów! Gdyby nie ja, te gówniarze nie wiedzieliby o istnieniu takiego kraju. Chrześnica oczekuje dnia, gdy pojawię się w jej przedszkolu, by wierni mogli zbiegnąć się ku mym lędźwiom i oddać należne mi pokłony za sprowadzenie nań światłości z krainy położonej na południe od Pjongjangu.
- Patrzcie, oto ON!
Póki co, czekamy z bratanicą na mecz towarzyski Polski z Koreą Płd. i kibicujemy, rzecz jasna, tym drugim.
powiedzaaaaa, piątek, 22 grudnia 2017
Comments