Nie chcąc po raz kolejny roztaczać swego depresyjnego czaru... (te trzy kropki dają czas, byście dostrzegli, że to z "depresyjnym czarem" zabawne było) czekałem prawie 2 tygodnie na jakieś fajne, ciekawe wydarzenie, które warto byłoby przedstawić w pewien optymistyczny albo chociaż obiektywny, neutralny sposób, a nie stękać jak zwykle. No i chuj, nie doczekałem się - nic się takiego nie wydarzyło.
Wiodę chyba najnudniejsze życie na świecie. Mijają mi tak tygodnie, potem miesiące, półrocza... No nic, kurwa, wartego otwarcia ryja - chyba, że w celu krytyki albo krzyknięcia "KUUUURRRWWAAAAA MAĆ!" lub innego takiego wybuchu frustracji. Od miesięcy nie widziałem nawet ładnej dziewczyny (w realu, rzecz jasna), tylko same stare, grube baby z trwałą na głowie, cyckami do kolan i krokiem zwierząt hodowlanych. Takie babska, o których Iwaszkiewicz napisał: "spokojne kobiety oddane trawieniu i macierzyństwu".
Gdybym złapał w swoje ręce złotą rybkę, poprosiłbym ją o wskazanie choć jednej rzeczy wartej czegokolwiek - działania, wiary, walki. Gdyby rybka odpowiedziała mi "dziecko", to bym zatłukł kurwę, bo TRWANIE DLA TRWANIA NIE MA SENSU. Zapamiętać!
Poza obowiązkami do podtrzymania funkcji życiowych i snu, zostaje trzecia część życia czyli czas wolny, a w nim - zabijanie czasu. Zabijanie czasu wchłanianiem rozrywki wynalezionej z tego powodu; bezproduktywnymi bzdurami, głupotami, nowinkami; pogłębianiem wiedzy w kwestiach wszelakich od historii, muzyki i kinematografii na własnoręcznym wyrobie mebli włącznie. I wszystko z nudów, by jakoś zabić czas, który zabija nas. Bo bez tego - oczy w ścianę i czarna rozpacz, szaleństwo z nudów... albo alkohol. Chyba wrócę do picia, bo inaczej zwariuję z tych nudów. Dawno temu wrzuciłem na bloga zdjęcie Takashiego Amano, siedzącego przed swym akwarium z butelką wina i rzuciłem do tego podpis, że mógłbym tak spędzać czas. Dziś wiem, że chodziło mi o alkohol. Bez niego umarłbym z nudów już po godzinie, tak jak ma to miejsce przed moim zbiornikiem. Amano zmarł parę miesięcy temu.
Zwariuję z nudów, kurwa. Z nudów wymyśliłem już sobie, że w trumnie mają mnie pochować na brzuchu, dupą do zgromadzonych. A jeśli już na plecach, to z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, z dłońmi ułożonymi w znaki "W" jak West Coast, zamiast tej pieprzonej książeczki do nabożeństwa.
Skoro już akwarystyka się jakoś tam przelała między wersami, to wrzucę filmik - będę miał co oglądać, łażąc po swoim blogu za miesiąc... z nudów:
powiedzaaaaa, niedziela, 10 kwietnia 2016
Comments