Byle zakup piwa w Pradze uświadamia, jak mało możliwości daje mi życie w małym "mieście". Idąc do spożywczaka w Pabianicach spotkasz kobiety po 50-tce, jakąś dziołchę po 20-tce z nadwagą jak po 50-tce, żula po 50-tce utopionej w piwie oraz chłopów z bęcami do jaj, w skarpetkach i sandałach, bo stare chłopy to chyba mają między sobą jakiś niepisany kodex dotyczący obuwia - sandał musi być. Idąc do spożywczaka w Pradze oprócz chłopa w sandałach, spotkasz również Azjatkę, Latynoskę, Hinduskę i Murzynkę, a więc warto nie robić zakupów na zapas albowiem teoretycznie każda wizyta w sklepie jest okazją do przypadkowego zderzenia wózkami z potencjalną żoną czy kimś takim. Mnie podoba się 9 Azjatek na 10, Latynosek podobnie, więc jest chociaż na kim oko zawiesić. Żebrakiem też lepiej być w dużym mieście, bo jak mawia brat: Praga to miasto, gdzie żule chodzą w nowiuśkich Najkach i zarabiają więcej ode mnie. Żul w Pabianicach kiepsko przędzie... odkąd przemysł włókienniczy podupadł. Żarcik taki, ale nie do śmiania, tylko ot tak. Naoglądałem się więc Azjatek i na rok mi musi wystarczyć, bo u mnie przecież szczytem egzotyki jest... No, nie, nie ma tu nic. Miało być zabawnie, ale nie ma z czego żartu ukręcić. Przyjęli do roboty dwie nowe: jedna waga ciężka, o płeć drugiej chodzą zakłady. Ma to dobre strony: widząc ładne kobiety, zaczynam czuć się samotny - w Pabianicach mi to nie grozi. Tylko czemu we Wrocławiu mają ulicę Pabianicką? Po co? Bankowo wrocławianie myślą, że chodzi o jakąś laureatkę Nobla.
Dobiłem do Łodzi przed 5 rano. Wpierw strzepałem z siebie papierosowy oddech chłopa siedzącego obok mnie w autokarze - nie ma to jak zamieniać się w popielniczkę od pół wieku; potem typowy łodzianin sobie scharchnął na dworcu, a potem już tylko łódzkie dresy i cwaniaki. Gorzej od bycia łodzianką jest już chyba tylko być Brazylijką, bo jak to napisała jedna na YT, cytuję: "Nigdy nie wychodzę z domu sama, bo nawet cień by mi ukradli". Na Dworcu Fabrycznym oczywiście nic nie ma... Choćby jednej budy z hot-dogiem. Pustka. Za wyjątkiem dziewuszki, co od 5 rano prowadzi tam kiosk. Ciekawe jak tam jej poczucie spełnienia i samorealizacji. Szkoda mi ludzi. Jadąc praskim metrem, uświadomiłem sobie jak cholernie nudną pracę musi mieć maszynista metra - ten koleś cały czas jedzie ciemnym tunelem, bez choćby widoków za oknem, bez sprzedawania biletów, bez skrzyżowań - on tylko przejeżdża odcinek w tunelu jak kret i staje, rusza i hamuje. A życie miało być przygodą czy czymś, kurwa. Tak, wiem, niech se zmieni robotę... Mógłbym tu sklecić jakąś aluzję do światełka w tunelu, ale chyba wymuszone to będzie. Na Dworcu Kaliskim za to wyświetlacze (czy jak to zwał) jeszcze made in Czechoslovakia, a na nich te jebane gołębie, utuczone jak świnie. Nie znoszę tych miejskich sępów. Gdyby były ludźmi, toby łaziły w sandałach. Bankowo. Ręce już mają założone na plecy jak dziady.
I po urlopie... z 2017-ego. Do kolejnej przepustki minimum pół roku.
powiedzaaaaa, piątek, 17 sierpnia 2018
Comments