Co do ślubów i małżeństw zatem, słów kilka:
Ślub najczęściej jest cywilny i kościelny. Cywilny jest swego rodzaju kontraktem - kwestie spadkowe, ewentualne korzyści przy rozliczeniach podatkowych. Ślub kościelny - jak nazwa wskazuje - wiążę się z kościołem, a więc jest teatrzykiem (wszystko bowiem, co ma styczność z kościołem zamienia się w przedstawienie, cyrk, itd.). Para młoda otóż sprasza do świątyni setki gości (z których połowy nawet nie zna), ażeby uroczyście przyrzec przed nimi oraz - co najważniejsze - przed Bogiem, iż ślubują sobie nawzajem "miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci". Każdy słyszał. Wujek Karol ze Szczecina, ciocia Teresa z Kanady, ksiądz Mateusz oraz Bóg Najwyższy. Zebrani inwestują w ów związek swój czas i pieniądze. To, że zarówno pan młody jak i pani młoda nie wierzą w Boga ani kościół nie ma większego znaczenia. A, nie! Sorry! Dzisiaj się "wierzy" w Boga, za to kościół się obrzuca wyzwiskami. Pokićkało mi się. Niemniej jednak, negatywne podejście pary młodej do instytucji kościelnej nie przeszkadza obojgu odegrać upragnione przedstawienie z białą suknią, marszem Mendelsona, płaczącymi ciotkami, itd. Ba! - Nauki przedmałżeńskie też są chujowe, bo co ksiądz wie o małżeństwie? Czemu ksiądz w ogóle wpieprza się do mojej "wiary"? (Teraz bowiem, wiarę każdy ma swoją, tj. z deklarowanego przezeń katolicyzmu kazdy wybiera sobie elementy, które mu odpowiadają, a resztę pomija, olewa bądź wyśmiewa. Niemniej jednak, taka obkrojona "wiara" wg większości wciąż pozostaje katolicyzmem.)
Mijają 2 lata od daty ślubu. Małżonkowie oglądają sobie "Na wspólnej", kobieta mówi do męża "kocham cię". Dzień później dowiaduje się, że jej ukochany tydzień wcześniej przeleciał sąsiadkę. To wyznanie unicestwia jej miłość do niego w niecałe 15 sekund. Kobieta chce rozwodu. Miłości już nie ma. Wierności raz zabrakło. Uczciwości małżeńskiej też. I pytanie brzmi: czy te 3 zaniechania zasad przysięgi uprawniają małżonków do zakończenia małżeństwa? Przed ludźmi może tak, ale przed Bogiem? Mężu i żono, przysięgliście przecież Bogu Jedynemu, Stwórcy nieba i ziemi, iż nie opuścicie siebie, aż do śmierci! Czy to wypada tak łamać słowo dane Bogu i gościom ślubnym? Jasne, że tak. Bóg nam przecież nic nie zrobi. Zresztą, kogo on obchodzi - chodziło przecież tylko o suknię ślubną i zrobienie wrażenia na koleżankach z pracy. (Nie usprawiedliwiam bynajmniej zdrady męża. Przecież w końcu sam się zobligował do wierności.)
Tyle z kwestii pozaziemskich kontaktów z Absolutem. Co do sensu samych małżeństw raczej się nie będę wypowiadał, bo przykłady dookoła mam nienajlepsze, a i "róbta co chceta". Tylko, wracając do meritum: Po co te całe przedstawienia?
Cóż, przysięgi z reguły są dość przesadne i na wyrost, coby ideałów sięgać i poprzeczkę zawyżać. Po co byłoby przysięgać:
Ja ..., biorę Ciebie... za żonę i ślubuję Ci miłość przez pierwsze 3-5 lat, wierność (o ile się nie trafi okazja) i uczciwość małżeńską (której jednak chyba nie chcesz) oraz to, że Cię nie opuszczę tak długo, jak tylko zdołam z tobą wytrzymać. Obliguję się ponadto zamontować karnisze w dużym pokoju, naprawiać sprzęt AGD i RTV w miarę własnych umiejętności oraz całować Cię namiętnie w obecności Twoich koleżanek. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Ps. Panowie! Małżeństwo wcale nie oznacza końca masturbacji!
powiedzaaaaa, niedziela, 03 lipca 2011
Comentarios