Urlop bez atrakcji, ale i bez łażenia w śnieżycach. Wpierw spałem po 10 godzin, a po półtora tygodnia już mam kłopoty z zasypianiem, więc zasypiam po 2 godzinach leżenia, o 2:30 w nocy, budzę się przed 11, oglądam seriale do 13:30, wstaje, ogarnę się, parę chwil i ciemno się robi...
Kładąc się do snu, wpierw staram się nie myśleć, wsłuchać w ciszę. Ale ciszy nie ma. Za ścianą piec się załącza, a za oknem wiatr trzęsie płotem albo deszcz spada z dachu na blaszany parapet - puk, puk, puk... Nakrywam łeb poduszką, wkładam do uszu stopery, wreszcie przenoszę się do innego pokoju, a tam za oknem stoi 5-metrowy iglak i wiatr popycha go na ścianę werandy. Wali w nią, wali, szoruje po niej i drugi płot hałasuje. Myślę wtedy, które pomieszczenie będzie najcichsze... Kuchnia? Lodówka się załącza, a się Koreańce nie postarały i Samsung głośny jest... Nie usnę tam...
Wkurwienie we mnie wzrasta, więc do snu jeszcze dalej. Myślę sobie, że przez te 2 godziny obejrzałbym kolejne 2 odcinki serialu. Do głowy przychodzą wówczas same, kurwa, mądrości życiowe, którymi dupę można wytrzeć. Człowiek nabija sobie nimi łeb codziennie i wydaje mu się, że ustalił coś raz i na zawsze, że dopisał 38 regułę swego światopoglądu, a chwilę później sam ją obala, bo patrząc z drugiej strony... A później patrzę na siebie spod sufitu i widzę człowieczka w łóżku gdzieś w środku Europy, który główkuje chuj wie nad czym, będąc jedynie kawałkiem mięsa, które wkrótce zgnije, więc jaką wartość mają te dylematy, reguły, poglądy, problemy, starania, ty jeden na 8 miliardów żyjących obecnie i jeden z milionów miliardów, którzy byli na tej planecie przez chwilę?
Gdy już uświadomię sobie, że nieco przesadzam z rozwijaniem swych myśli od bułki z masłem do kręcącego się w kółko świata, począwszy od kosmosu i kulek wokół Słońca, po napełnianie i spuszczanie wody w kiblu, próbuję się wyciszyć ponownie, zamieszkać nieco w ciemności i użyć swych starych metod zasypiania. Pobudzam wyobraźnię, bo mi najłatwiej usnąć, snując we łbie jakąś historię, którą po paru minutach umysł, w miarę zanurzenia w sen, sam pociągnie i rozwinie. Taka przynęta. Podłapuję więc sceny z k-serialu "The Package" i niby jestem na Mont Saint-Michel we Francji i spaceruję sobie spokojnie, wieczorem, wśród świateł, oddech mój i kroki tylko słychać, nieco fal od morza... pojawia się pani przewodnik ze zniewalającą, azjatycką urodą... A co ona tu robi o tej porze, sama?
Oo, pojawiła się. Mgła w umyśle. Jakby stępiła nieco bystrość myśli, jakby wycięło kilka słów z tej wiecznej paplaniny we łbie. Teraz tylko nie ruszać się, minuta ciszy tylko i mgła ogarnie mózg, zatrze sens i gramatykę zdań, składnię pogubi, treść zapomni, chyba latarnie gaszą w lewej półkuli, o czym to... ja...
powiedzaaaaa, środa, 16 stycznia 2019
Comments