1.
Denerwuje mnie tytuł programu Telewizji Polskiej - "Kultura, głupcze". Wkurwia mnie to "głupcze". Po pierwsze to nie kulturalne wyzywać nieznajomych, a tym bardziej swych widzów od głupków. Po drugie to "głupcze" sugeruje jakoby każdy, kto z kulturą nie jest obyty był głupkiem, tak jakby ta jebana kultura była cokolwiek warta i do czegokolwiek potrzebna. No ale - trzy - to typowe podejście wykształconego humanisty-snoba, przekonanego o tym, że jest lepszy od innych, "głupków", tylko dlatego, że wie kim był Soren Kierkegaard - o którym ja wiem tyle, że w wieku 23 lat poszedł do burdelu i - jak to delikatnie ujęła profesor filozofii - okazał się niezdolny do sexu, czyli złapał flaka, po prostu. Irytuje mnie to "głupcze". To tak jakby program Durczoka nazwać "Fakty, ciemnoto", a śniadaniówkę Prokopa "Dzień Dobry TVN, chuje", itd.
2.
Poza tym w telewizji znowu gadali - co ja gadam, alarmowali - że w tym roku po książkę nie sięgnęło aż ponad 50 % Polaków. I CO KURWA Z TEGO? Po chuj oni gadają o tym, co roku? Od kiedy to książki mają bić rekordy popularności? Przecież to nie Coca-Cola i nie każdy je łyka. Poza tym, czytanie książek traktują jak jakieś lekarstwo na głupotę, tak jakby składanie literek w całość miało podnosić IQ. A przecież nie wszystkie książki są mądre, a właściwie - mało która jest. "Budowa Fiata 126P" jest mądrą książką, bo człowiek może się z niej nauczyć, jak zbudować samochód. Będzie to jakaś pożyteczna wiedza. Z "Kordiana" człowiek dowie się jedynie tyle, że do mokrej roboty trzeba posłać faceta z jajami typu Danny Trejo, a nie humanistę z problemami egzystencjalnymi. A tak na poważnie - nie każda książka jest mądra, bo trudno uznać czytanie harleguinów za rozwijające. Jeśli już ta jebana telewizja musi apelować o czytanie książek, to niech przynajmniej zaznaczy, by czytać te z pierwszej półki, choć i tak nie rozumiem powodów tego apelu. Nigdy nie wiedziałem, co w czytaniu książek ma być takiego zbawczego - przecież nawet nie trzeba ich czytać, żeby skończyć filologię, heh. Jeśli ktoś nie ma w sobie na tyle ciekawości, wrażliwości i empatii, by zrozumieć człowieka, to żadne czytanie książek mu w tym nie pomoże, ponieważ nie dotrze on do jej drugiego dna, a z treści zrozumie wyłącznie fabułę, tzn. kto z kim i kiedy. Nie wiem, może chodzi im o właściwości usypiające, bo ja od zawsze usypiam po przeczytaniu 20 stron.
3.
A propos głównego konkurenta literatury, tzn. kinematografii: jechałem wczoraj o północy z Pabianic do Łodzi, przez Szynkielew, drogą przy oczyszczalni ścieków, w stronę dworca kaliskiego. I tuż przed ul. Sanitariuszek wyrosły na drodze jakieś światła, samochody, ludzie, radiowóz. Wypadek chyba, pomyślałem. Zwalniam, idzie do mnie koleś w odblaskowej koszulce, pytam się "czy da się tu przejechać", on mówi "da się, tylko bardzo powoli". Wrzucam jedynkę i kątem oka widzę, jak ktoś idzie z tyłu w stronę faceta w koszulce i żartuje do niego "puszczamy czy przeszukujemy?" I w ułamku sekundy poznałem jego głos. Zdumiewa mnie prędkość z jaką rozpoznałem ten głos. Ponaddźwiękowa jakaś. Głos należał do Kuby Wesołowskiego. Wszystko stało się jasne - kręcą scenę do tego całego "Komisarza Alexa". Ruszyłem, zobaczyłem kamery, oświetlenie i całą tę ich ekipę. Nowojorczycy są pewnie przyzwyczajeni do widoku ekip filmowych, bo przecież akcja 90% amerykańskich filmów dzieje się w NY, ale ja chyba po raz pierwszy trafiłem na plan zdjęciowy. Zawsze to jakaś atrakcja między robotą a chlaniem - o swoim życiu mówię. A tak poza tym, to obejrzałem kiedyś odcinek tego Alexa i nie dość, że to kolejna zrzyna, a z Łodzi pokazują wyłącznie Piotrkowską i opuszczone fabryki, to Wesołowski wydaje mi się do tej roli i stopnia (komisarz) za młody, a i - co najważniejsze - sam pomysł polskiego śledczego z psem w cabrio wydaje się sztuczny. "Glina" - to był serial.
PS. Ten sposób numeracji to taki tribute dla pewnego felietonisty z czasów PRLu.
powiedzaaaaa, niedziela, 26 sierpnia 2012
Comments