Bla, bla, bla. Miałem emeryturę pod numer 41. Pod 41 mówią, żebym się cofnął ze dwa domy. Dwa domy wcześniej mówią, że takiej nie znaju. Z jakiegoś głupiego altruizmu idę do sąsiada, a on mi mówi, że to obok - pod 37. Idę tam wkurwiony, myśląc sobie "jak kurwa można pozwolić, by pieniądze przychodziły na adres sąsiada?". I wyzywam w myślach tych ludzi od bydła i hołoty, bo to przecież nie oni jedyni liczą na wyrozumiałość wszystkich wokoło; patrzę przychylnym okiem na holocaust i buduję w głowie obozy zagłady, po czym wchodzę na podwórko i widzę starą, na oko 80-letnią babkę, jak pośród tego swojego syfu zwanego mieszkaniem obiera pyry czy coś. Kolejna brudna stara baba. I odchodzi mi ochota na mieszanie ją z błotem, bo po jej twarzy widać, że za miesiąc kipnie, palcem w tej sprawie nie kiwnie, a co najwyżej nocy nie prześpi, myśląc o gówniarzu, który ją zbeształ na jej własnym podwórku. I dorzuca do pieca, zadając standardowe pytania "A co? Za światło? A o co chodzi? A poczta? A już emerytura? A jak szybko? A czemu kto inny teraz chodzi?" I jak skończy pierdolić, a ja odszczekam dziś po raz setny, że nie, że kasa, że tak wyszło, że odeszła z pracy, to baba zaczyna gadać o swoich chorobach. Że nogi ją bolą i w kręgosłupie łupie. A potem podpisze się nie tu, gdzie trzeba, choć wskazałem palcem jak krowie na granicy... A jak jej wypłacę, to nie byłaby sobą, gdyby nie powiedziała, że cała kasa na leki pójdzie i "jak żyć?". Jak żyć? I mam chęć wykrzyczeć jej w tę wycieńczoną życiem gębę, co ja myślę o niej i że nie zasługuje na moje współczucie i że najwięcej współczucia oczekują ci, którzy nie potrafią zadbać choćby o poprawny adres na własnej emeryturze i że w tym kraju nigdy nie będzie dobrze, skoro żyje w nim takie bydło, że obojętne mi jest, czy ona będzie miała co do garka włożyć, że jestem pewnie bardziej schorowany od niej, że 12 lat biorę leki na serce, że mnie też kręgosłup napierdala, że dzieli mnie centymetr od mentalnej przepaści, że dymają mnie w pracy, że mam przed sobą 40 lat wyzysku, że na Polsacie od 15 lat dzień i noc puszczają Kiepskich, że drzwi mi się w aucie trą o błotnik, że niepotrzebnie spodnie założyłem na upał, że już 14:20, a ja na 3/4 etatu od 20 minut w domu powinienem siedzieć, a nie szukać twojej dupy po całej wsi i że od poniedziałku zaczynamy bunt z kolegą i że nikt z was już pieniędzy nie zobaczy, że to, że sro... ale nie mówię nic prócz dziękuję i do widzenia, bo nie chce mi się z tobą gadać, kurwa. Bla, bla bla.
powiedzaaaaa, czwartek, 30 sierpnia 2012
Comments