Swoją wojnę ze światem prowadzę nawet we śnie. Śniło mi się dziś, że jechałem autobusem, a naprzeciwko mnie usiadł Donald Tusk. Prowadził rozmowę z ludźmi w autobusie, chwalili się Polską, klepali po plecach, wszyscy zadowoleni. Nie wytrzymałem i zjebałem premiera, krzycząc w nerwach, że może na arenie międzynarodowej zrobiliśmy postęp, ale w kraju "syf z gilem", bo ludzie na pół etatu albo umowy o dzieło robią. Pan Donald odbijał piłeczkę, ja zbijałem jego "argumenty", aż mało co bym przegapił swój przystanek. Wyskoczyłem z autobusu zachodząc w głowę, z jakiej paki premier jeździ autobusem drugiego najbiedniejszego miasta RP - PR? Autobus odjechał, a pod szpitalem tłumy, do tego budynek oświetlony jakby zajebali reflektory spod Kościoła. Po co te tłumy? Do zadłużonego na 100 milionów złotych szpitala w Pabianicach przyjechał z wizytą prezydent Bronisław Komorowski, więc bidne bydło zebrało się wokół tłumnie, by chociaż popatrzeć na wielki świat, wielkie nazwisko - w końcu będzie to pewnie największe wydarzenie w ich szarym życiu. Nawet za 30 lat będą opowiadać jak to widzieli raz prezydenta, "wychodził ze szpitala i machał do mnie ręką". Widząc ten tłum i myśląc powyższe poczułem - jak zwykle zresztą - pogardę do społeczeństwa i postanowiłem, że będę lepszy - odwróciłem się i pomaszerowałem do domu długą ciemną drogą bez latarni niczym doliną ciemności. Obudziłem się.
O jednej rzeczy nie wspomniałem. Przez całą drogę towarzyszył mi pewien znajomy, którego tożsamości nie mogę ustalić. Ktoś niby mało znaczący z przeszłości...
powiedzaaaaa, sobota, 26 kwietnia 2014
Comments