top of page
powiedzaaaaa

Na pasach

Zaktualizowano: 1 lut 2020


W drodze do pracy mijam szkołę, a dokładniej dwie - podstawówkę i gimnazjum. Codziennie zmuszony jestem przepuszczać na pasach rodziców prowadzących swe pociechy do kolejnego po żłobku i przedszkolu obozu kształtowania idealnego pracownika - o tę podstawówkę mi chodzi, tylko trochę zawile wyszło. Idą ze wszystkich stron. Dziesiątki samochodów, trzaskanie drzwiami, mamy i ich synusie, ojcowie i ich córeczki, wszyscy trzymają się za rączki, przechodzą przez jezdnie, różowe getry i czerwone plecaki walą po oczach, ruch zamiera - przyszłość narodu idzie! Codziennie widok ten napawa mnie jakąś odrazą, pogardą, głównie do owych rodziców. Tyle bowiem zachwytu, tyle opieki, miłości i nadziei... wobec takich małych, głupich i brzydkich ludzików, których trzeba na każdym kroku pilnować, żeby się aby nie zabiły i które koniec końców będą jedynie kolejnymi srającymi w kibel ludźmi, podążającymi po tej samej orbicie życia, co ich rodzice i dalsi przodkowie - w kółko i w kółko. I o co tyle zachodu, tyle starań, nadziei? Czy nikt nie widzi, że to daremny trud? Naprawdę warto żyć? Patrzę na tych ludzi, na te wytapetowane mamusie w nowych butach oraz te styrane baby w ortalionowych kurtkach z PRLu - prowadzą swoje dzieci do szkoły. Czy one kiedykolwiek zastanawiały się czy życie warte jest zachodu? Czy może tak po prostu, wszystko potoczyło się zbyt szybko i jakby z rozpędu zakochały się, zaszły w ciąże, wzięły ślub i dziś prowadzą dziecko do szkoły, myśląc co mogły zrobić inaczej? Mam wrażenie, że ludzie robią dzieci, bo to naturalna kolej rzeczy, a ich wątpliwości krążą jedynie wokół pytań: czy to aby nie za wcześnie, czy dam radę? Ile osób myśląc o dziecku zastanawia się na istotą życia i świata, tj. analizuje czy życie nie jest aby w większej mierze cierpieniem niż szczęściem, zmartwieniem niż radością, wysiłkiem niż odpoczynkiem, a świat dziurawą ulicą obstawioną z obydwu stron odrapanymi kamienicami, obklejonymi reklamami kredytów na dom aniżeli rajską plażą? Czy dokonawszy takiego rachunku wciąż chcieliby powołać do życia człowieka i zesłać go na ten świat? Niech zgadnę: mówicie sobie "tyle pokoleń przeżyło, to i on sobie da radę"?

Wrzucając dziś listy, minęła mnie para uczniów, wystrojona w garnitury, sukienki - wracali z egzaminu. Dziwne uczucia przeze mnie przeszły. Trochę wstydu, trochę żalu. Chyba się starzeje, bo coraz częściej widok nastolatków skłania mnie do reflexji na swój temat. Muszę przemyśleć uczucia z tamtej chwili.



powiedzaaaaa, środa, 23 kwietnia 2014

3 wyświetlenia0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Sen

Swoją wojnę ze światem prowadzę nawet we śnie. Śniło mi się dziś, że jechałem autobusem, a naprzeciwko mnie usiadł Donald Tusk. Prowadził...

...

Kiedyś chociaż czekałem na sobotę. Dziś wolny weekend nie napawa mnie żadnym optymizmem, bo przecież nim się obejrzę znowu nastanie...

Dzień buntu

To był zwykły poniedziałek. Wstałem przygnębiony wizją kolejnego dnia pracy, miałem plan wybłagać na piątek dzień wolny, abym mógł oddać...

Comments


bottom of page