Gdyby moja rodzina wiedziała, jak często siedzę z załamanymi rękoma i myślę nad tym, jak bardzo nie chce mi się żyć, jak bardzo nie wiem, jak to zmienić i jak często szukam powodów do życia, to codziennie miałbym w domu wycieczki typu "posiedźmy z nim, bo jeszcze se co zrobi". Co poniedziałek staram się znaleźć w trwającym, nowym tygodniu jakiś cel, do którego warto dotrwać i z reguły jest to mecz Ligi Mistrzów, który choć nie jest niczym niesamowitym, to zawsze jakąś atrakcją na tej pustyni życia ograniczonego do roboty, snu, żarcia i srania między narodzinami a czekaniem na śmierć. Co ja bym dał za odrobinę dobrych chęci i entuzjazmu sprzed lat, gdy dla frajdy chyba, chciało mi się, np. napisać tłumaczenie z angielskiego na polski dwugodzinnego filmu z dopasowaniem co do sekundy wyświetlania napisów w stosunku do akcji, itd. Dziś mycie zębów nasuwa mi na myśl pytania o cel istnienia, bo przecież po co myje te cholerne zęby? By móc żreć nimi jeszcze z pół wieku, czyli żyć pół wieku... tylko po co żyć? W TV chcą bym kupił pakiet nieograniczonych SMSów i rozmów bez limitów, jakbym bym jedną z tym nastoletnich kurew, które cały dzień z kimś rozmawiają. Ja nie mam nic nikomu do powiedzenia, odpierdolcie się. W pracy szefowa opierdala mnie bym wcisnął ludziom książkę o Popiełuszce, bo Poczta chce na tym zarobić. Ja nie chcę nic nikomu wciskać. W rodzinie brat ciągle chce bym mu w czymś pomógł. Wszyscy czegoś chcą. Ja chcę tylko by wszyscy się ode mnie odpierdolili, bo nie wyrabiam na myśl, że do końca życia będę robił coś, czego nie chcę robić. Jedynie szukam w TV programów o zwierzętach bądź kosmosie, by oderwać się od ludzi na chwilę. Widzę jak dwa samce biją się między sobą o samice i jestem zażenowany. Wieczne robienie z siebie idioty dla kawałka dupy, wieczne tańce godowe, stroszenie piórek, wydęcia brzuchów, napinanie muskułów, ślinotoki, słowotoki, śpiewy i drogie drinki. Pytają mnie, która godzina i mam nerwy, że muszę odpowiadać. Lekarz zmienia mi Metocard na Nebilet, mówi żebym brał ćwiartkę raz dziennie, po czym gada coś dalej. Dla upewnienia się, pytam "ćwiartkę?". Lekarz traktuje mnie jak półgłówka - rysuję okrąg, dzieli go na cztery, po czym jedną z czterech powstałych części zakreskowuje długopisem, bym zrozumiał co to ćwiartka... U fryzjera, który zna pół mojej rodziny muszę rozmawiać o siostrzenicy, którą fryzjerka jest zauroczona, jak to baba każdym dzieckiem. I chcąc nie chcąc muszę gadać o dzieciach, mimo iż dzieci zawsze prowokują we mnie myśli o bezsensie życia, bo wciąż nie wiem po co się rodzić, dorastać, żyć... Muszę zmienić fryzjera, na takiego który milczy. W kuchni, w szafce leży oszczędny projekt mojego pomnika, który i tak nigdy nie powstanie, bo pochowają mnie na ojcu - taniej. Próbuje jakoś wrócić do starych czasów, tworzyć jak kiedyś, wyrazić siebie, co przecież kiedyś dawało mi jakąś satysfakcję. Próbuję napisać text i po głowie chodzą mi tylko słowa typu "pobawmy się w życie, poudawajmy, że wszystko jest ok, przymknijmy oko na fakt, że żyjemy", ale to wszystko rozbija się o rymy, które jedynie trywializują sens, mieszają go z płytkim gównem... Muszę napisać książkę, o tym, że mi źle - tylu idiotów teraz wydaje książki, może i mnie się uda... tylko po co?
powiedzaaaaa, niedziela, 05 października 2014
Comments