Pokazali niegdyś w TV jakiegoś chuja, co napłodził dwanaścioro dzieci. Pokazali również jego maciorę, co te dzieci wypchnęła na 14-procentowe bezrobocie. Zapewne są to ludzie bardzo wierzący, co to kondomów nie używają, bo przecież grzech byłoby zmarnować choć naparstek życiodajnego nasienia, trafiając nim gdzie indziej, a nie w waginę. Cwaniaki - równocześnie jest to bowiem dla nich kolejny pretext by chwalić Pana i sławić imię Jego pod niebiosa. Bo to przecież cud, że dzieci posiadają oni tylko dwanaścioro, a nie pięćdziesiąt. Pani redaktor była dumna z w/w małżeństwa. Ja zaś myślałem po swojemu, toteż moim oczom ukazało się dwanaścioro owieczek prowadzonych na przymusową pracę - trumna w dłuższej perspektywie. Przyjemniaczek ze mnie.
Zaraz po nich pani redaktor zabiła na alarm, pokazując słupki wciąż malejącego przyrostu naturalnego. W domyśle apel: rżnijta się ludzie, bo za mało się was rodzi! Gospodarka padnie, robić nie będzie komu! Wypiąć! A nie się kuli jak kotek podczas kupki!
Pomyślałem: co to kurwa za chory system! Co to za samonapędzające się błędne koło zapierdalania w imię lepszego jutra! Na chuj mi ten ciągły rozwój? Żeby się dalej rozwijać? Jest gdzieś kres tego rozwijania się? Jest gdzieś w ogóle kres? Co to, źle się żyje obibokom w Amazonce? Na chuj mi ten cały postęp okupiony trudem populacji całego globu? Populacji tyrającej po 12 godzin dziennie jak Japończycy, żeby wróciwszy do domu o godzinie 22 móc się spuścić w majty, pozyskane z super nowoczesnego automatu ze zużytą bielizną dla zboków. Ja nie chcę rozwoju. Nie chcę postępu. Nie chcę 5 czy 6-dniowego tygodnia pracy, po to bym na koniec miesiąca mógł wziąć lodówkę na raty. Nie chcę lodówek. Nie chcę telewizorów, MP3-ójek, wibratorów i odkurzaczy. Nie chcę banków, długoterminowych jogurtów i butów Nike po 300 zł para. Nie chcę ich. Zwłaszcza w sytuacji, gdy nie mam wyboru, gdy nie mogę nie chcieć. Wraz z mymi narodzinami zostałem bowiem zaprzęgnięty w ten gigantyczny wóz napędzany znojem i potem miliardów. Zakuty w tryby globalnej machiny, która ponoć wypracowuje dla mnie lepsze jutro. A to 'lepsze' oznacza rozluźnienie więzów, poluzowanie kajdanów, bo w średniowieczu chłop orał pługiem, a dziś ma ciągnik Lamborghini za unijne pieniądze. Wiadomo - więcej zrobi, szybszy rozwój będzie. A ja nie chcę 5 dni robić, a 2 odpoczywać, bo ktoś tak kiedyś rozkazał. Nie chcę nawet pracować 2, a odpoczywać 5. Chcę pracować tyle, ile potrzeba. Nie wydaję mi się, by ludzie rodzili się po to, by pracować. Trzeba zatem odwagi, by wyjść poza system. Wyjść poza niego w ogóle. Trzeba być "nie ojcem świata, ale..."
GŁOS DIABŁA
Żulem!
Chcę zbudować szałas i żreć to, co złowię bądź upoluję. Do tego dzidę, żebym mógł zabić każdego, kto za blisko podejdzie. No a potem go zjeść. Zero świętości. WRRRrrr!
A piszę to dlatego, że w TV pokazują teraz reklamę z Weroniką Książkiewicz (och, ty kocico jedna!) i tą Super Świnką, nawołującą do szybszego wysłania bachorów do szkoły, argumentując to późniejszą ich przewagą intelektualną nad resztą. Brzmi jak budowa nadludzi i rasy panów, a tak naprawdę chodzi o to, by wcześniej zaczęli płacić podatki. Poza tym, to idea tego gówna idealnie współgra z tematem mojego wpisu - rozwój. Byle szybciej, byle więcej, byle naprzód. Ciągły wyścig, od małego.
PS. Jeszcze nie skończyłem z Jenną.
powiedzaaaaa, czwartek, 14 marca 2013
Bình luận