No i tylko się wkurwiłem. W pierdolonych monopolowych nie znalazłem nic ciekawego na wieczór, bo moich ulubionych Grand Imperialów nigdzie nie ma, a całą resztę już piłem. Postanowiłem zatem nie wydawać kasy na byle co, tylko wypić byle co, które leży już u mnie w domu, czyli czeskiego jasnego Kozel'a, przywiezionego ponad miesiąc temu przez brata. Zacznę od tego, że nie lubię jasnych piw. Smakują jak siki, czyli prawie wcale nie smakują, bo prawie wcale nie mają smaku. Są jak woda z odgaszonymi fajkami wewnątrz - taka lekko gorzka woda, która lekko wchodzi i lekko wychodzi. I nic poza tym. (Piję tylko ciemne piwa, najwyżej koźlaki - z jasnych ino pszeniczniaki.) A gorsze od jasnych piw mogą być tylko czeskie jasne piwa. Nie dość, że smakują jeszcze bardziej byle jak i sikowato, to na dodatek mają zaledwie 4% alkoholu i prędzej uśniesz i znudzisz się imprezą nim się nimi choćby wstawisz. Wypiłem zatem dziś 1,5 litra gapiąc się na Las Vegas i fontanny przed hotelem Bellagio i... prędzej się porzygam z nadmiaru płynów w sobie niż choćby wstawię, więc nie piję już dalej. Nie mówiąc już o rozczarowaniu swoim otoczeniem na widok tego całego lasvegasowskiego przepychu rodem z Disneylandu dla dorosłych. Pierdolę. Zjem i idę spać bo i tak już chuj bombki strzelił cały relax, skoro siedzę wkurwiony trzeźwością. Mogę komuś opchnąć jeszcze 3 litry tego czeskiego gówna... Co to w ogóle jest z tymi jebanymi jasnymi piwami, że żadne z nich nie ma piany, do kurwy nędzy! Minuta i koniec... Piwo to nie kurwa sok jabłkowy - ja chcę piany na piwie! Niech mi ktoś wskaże jasne piwo z trwałą pianą. I czemu kurwa widgety nie są stosowane w browarnictwie na szeroką skalę? Wieczór poszedł się jebać. Teraz będę czekał cały tydzień na następny. Nie wiem, chyba muszę się przerzucić na wina, bo w Piotrze i Pawle mają ich całą kurwa ścianę, więc spróbowanie wszystkich zajmie mi kolejnych parę lat i chociaż będę miał po co żyć.
powiedzaaaaa, sobota, 23 marca 2013
Comments