Chyba nigdy nie pisałem jeszcze o piciu solo. Samotne picie stosuję z dobrym skutkiem co sobotę już od lat... na pewno ponad 5-ciu i polecam wszystkim, z wielu powodów. Najważniejszym jednak powodem jesteś właśnie TY, drogi czytelniku. W piciu solo chodzi wyłącznie o CIEBIE, bo liczą się wyłącznie twoje potrzeby - jesteś NAJWAŻNIEJSZY i wszystko będzie tak, jak tego chcesz.
Będąc na imprezie z... tymi... no... jak im... aaaaa, ludźmi musisz się dostosować do reszty, która również dostosowuje się (jeśli kulturalna) do każdego z osobna. Idąc na ustępstwa, zadowalasz się ochłapami, namiastkami, np. cieszysz się, jeśli po 3 godzinach słuchania na przemian disco polo i klubowej muzyki ktoś puści wreszcie kawałek, o którym myślisz od rana. Podczas picia solo takie problemy nie istnieją.
Słuchasz takiej muzyki, jaką chcesz, a nie tego, co reszta by chciała słyszeć. Może to być nawet jeden kawałek grany w kółko przez 5 godzin. A kto ci zabroni? Pasuję ci w klimat, trzyma cię w nim i nie pozwala wypaść? Stick to it. To trochę trans. (Pisząc to przesłuchałem już ze 4 razy "Wonderwall" Oasis). Można to porównać do chwil, gdy film, który wciągnął cię na 2 godziny nagle kończy się i wchodzą reklamy, niszcząc atmosferę, w której czułeś się jak w ziemi obiecanej, jak z powrotem w łonie matki, jak ja po obejrzeniu Wyznań Gejszy. Pijąc samemu - możesz w niej tkwić długo (w atmosferze, nie w gejszy). To ty zdecydujesz o końcu, bo on niestety musi nadejść.
Pijesz to, co chcesz, a nie to, co inni, bo przynieśli wódkę, więc musisz pić wódkę, choć wolałbyś browary. Ty rządzisz. Masz chęć na piwo, to kupujesz sobie browary, takie jak chcesz i żłopiesz, ile chcesz - nie ma rywalizacji, kto ile wypije, kto pierwszy odpadnie. Nie ma też wspólnoty, więc nie musisz nikomu dotrzymywać kroku ani wkurwiać się tempem picia gospodarza, który polewa raz na godzinę. Wolność, kurwa. Dziadki o to zabiegały, więc się nią ciesz. A jak się porzygasz, to nikt tego nie zauważy, nie będzie tego komentował, żartował ani wytykał ci przy najbliższym spotkaniu. Możesz się nawet zrzygać, jak ja, do kufla, z którego piłeś - spoko, umyje się.
Robisz to, co chcesz, a nie to, co reszta wymyśliła. Chcesz obejrzeć obrazy Picassa? Okres błękitny? Oglądaj. Godzinę? Dwie? Obejrzałbyś je na imprezie? Wartościowsze to, niż gadanie o dupie Marynie? Chcesz oglądać jak Takashi Amano robi akwaria w Sumida, Tokio? Proszę (to moje jazdy). Masz chęć obejrzeć najbardziej znienawidzony przez wszystkich film? A co cię obchodzą inni? Oglądasz, pijesz. Ja tak obejrzałem całą filmografię Audrey Hepburn. Masz chęć oglądać cały wieczór bzdury na YouTubie, proszę bardzo. Masz chęć gapić się w ścianę, a gap się. Wyskoczyć na 40 minut do kibla? Poczytać gazetę? WSZYSTKO TO JEST LEPSZE PO PIJAKU. Ciekawsze. Mała anegdota: dawno temu nudziłem się potwornie. Pojechałem pod sklep, kupiłem parę piw, usiadłem pod tym sklepem, wypiłem pół piwa i momentalnie miałem we łbie tyle myśli i pomysłów, że mógłbym wówczas napisać powieść.
Nie chcesz z nikim gadać - nie musisz. Nie musisz zabawiać rozmową, gadać o bzdurach, być zabawnym, znosić tematy, które komuś przyszły na myśl, tolerować cokolwiek, choćby chujowe poczucie humoru kuzyna kogoś tam albo fascynacje chłopaka znajomej, który nawalił się i teraz pierdoli wszystkim wokół o czymś, co nikogo nie interesuje. Nie musisz się silić na bycie fajnym dla chłopów czy atrakcyjnym dla panien - siedzisz se u siebie w pokoju w dresie czy co tam nosisz na co dzień, przykrywasz się babcinym kocem jak zimno i jesteś sobą, jak to mówią niektórzy.
Chodzi o to, że robisz to, na co TY i wyłącznie TY masz ochotę, bowiem nie ma Innych. Inni zawsze ograniczali jednostkę. Pozostaje pytanie o poznanie siebie. Czy człowiek poznaje siebie w samotności czy w kontakcie z Innymi? Ano, i tu i tu, bowiem jest kilku Ciebie. Ty wobec siebie i Ty pośród Innych. Lord Jim w chwili zatonięcia swego statku dowiedział się o sobie więcej niż mu się zdawało. Mimo wszystko jednak Ty pośród Innych, to nagięcie tego pierwszego Ty pod publikę, byś mógł się wpasować i być OK. (Czyżby?) Ty z alkoholem solo, to prawdziwy TY (bądź tylko wyobrażenie siebie).
Pozostaje kwestia alkoholizmu, bo ludzie uwielbiają utożsamiać samotne picie z uzależnieniem. W chwili gdy to piszę, na przeciwko domu mego biesiadują ludzie różni, ognisko mają, wkurwiają mnie muzyką graną tak głośno, że muzyki swej nie słyszę... Oni wszyscy zebrali się tam po to być pić... Naiwniacy widzą w tym wielką imprezę, rozmowy, jedzonko i chuj wi co, ale wszystko sprowadza się do picia alkoholu. Odwożąc dziś kuzyna na imprezę, minąłem niby żula z kobietą, siedzących na murku, z wódką. Pomyślałem, że nie różnią się niczym od tych na przeciwko domu mego, tylko nie udają, że są lepsi i nie robią tyle hałasu. Wszyscy piją, tylko niektórzy nie zawracają dupy pozostałym, a już na pewno nie grają muzyki tak głośno, że oglądając "Skyfall" słyszę diso polo.
powiedzaaaaa, sobota, 06 września 2014
Opmerkingen