W sumie to olśniło mnie, że przeżywam coś na kształt kryzysu. Jakiego, nie wiem, chyba wieku dorosłego. Przejście z edukacji do pracy parę lat temu pozbawiło mnie jakiegokolwiek zapału do życia, nadziei, marzeń, złudzeń i innych takich, więc widać postanowiłem wrócić do przeszłości. Dopiero 2 tygodnie temu, podczas wizyty w PTC, klubie sportowym mojego dzieciństwa i uczucia nostalgii na widok ścieżek, którymi niegdyś biegałem, zrozumiałem że założenie akwarium ponad rok temu było pierwszą ucieczką w lata dziecięce. Coś jakby "nie chcę tu być, wracam" albo "muszę się cofnąć do jaskini". Chyba tęsknie za dzieciństwem bardziej niż mi się wydaje. Chyba zataczam właśnie koło, szperam na strychu, itp. Jeszcze trochę i zacznę walić konia pod strony 92-93 w "Claudii" albo grać przed telewizorem koncerty z rakietką od tenisa w rękach. Światła, kamera, akcja:
Byłem wczoraj na meczu wspomnianego PTC. Wjazd 3 zł. W sumie zdziwiłem się, że trzeba płacić. Niby klub musi jakoś zarabiać, bo paliwo do kosiarki samo się nie kupi. Z drugiej strony klub ligi okręgowej, na którego mecze przychodzi 30 osób, z czego 20 emerytów, popijających pokątnie wódeczkę zbunkrowaną w zakamarkach reklamówek, powinien się cieszyć, że w ogóle ktokolwiek przychodzi ich oglądać. 3 złote jednak nie majątek dla takiego krezusa jak ja, więc co tam. Przestępuję progi klubu, a tam z głośników coś jakby "hymn" PTC - przeróbka kawałka disco polo (nie pamiętam już którego - chyba Top One "Ole! Olek") i fałszujący śpiewak. Co sobie przyjezdni pomyślą o nas... Że co my, ze wsi, czy jak? To klub z ponad stuletnią historią, a tu taka potwarz...
Na trybunach wypatrzyłem starego kumpla, którego nie widziałem ze 4 lata. Podszedłem. Po paru minutach przedstawiliśmy sobie swe obecne statuty zawodowe:
- Krojczy.
- Listonosz.
Tośmy kariery zrobili - pomyślałem. 4 lata temu staliśmy przed niewiadomą, na tym metaforycznym rozdrożu, na chwilę przed tym, jak zawód określi twoją osobę i przybije ci na czole stempel, by jedno słowo mówiło o tobie wszystko - listonosz. Wszystko jasne, tak samo jak wszystko jest jasne na słowa "dyrektor banku". 4 lata temu wszystko mogło się zdarzyć - ja kończyłem studia, kumpel był na 4 roku i choć wiadome było, że rynek pracy nas nie rozpieści, to ja mimo wszystko chyba spodziewałem się po sobie czegoś więcej, bo dziś mówiąc "listonosz" czuję rozczarowanie sobą. Czuję je ilekroć pukając w czyjeś drzwi, odpowiadam tak na pytanie "kto tam?". Listonosz. I krojczy. Wrześniowym popołudniem w najbiedniejszym mieście Polski mecz ligi okręgowej oglądali.
Nie chodzi o jakiś tam wstyd, bo żadna robota nie hańbi i w ostatecznym rozrachunku liczy się tylko kasa, by żyć normalnie - chodzi o tego Ikara, co się spierdolił na ziemię. Chodzi o tych chłopaków na boisku, którzy zamiast hymnu Ligi Mistrzów słyszą nieudolne disco polo.
Niby zawsze wszystko można zmienić i wystarczy, że zmienię pracę, skoro "spodziewałem się po sobie czegoś więcej". Prawda jednak jest taka, że jestem obecnie 67 kilogramową kupą sprzeczności i z jednej strony źle mi z byciem kimś poniżej swych możliwości - z drugiej strony nie ma takiej pracy, o którą chciałbym się starać.
Heh, starać się o pracę... To zdanie zakłada, że musiałoby mi na czymś zależeć, a ja przecież póki co wciąż otwierając z rana oczy zastanawiam się, czy się aby nie powiesić, bo przecież po dziś dzień nie znalazłem ani jednej rzeczy wartej życia.
Psychoanalityk zbiłby na mnie majątek.
powiedzaaaaa, niedziela, 28 września 2014
Comments