W nawiązaniu do ostatniego wpisu:
Polazłem dziś do roboty z lekka zestresowany, bo z zamiarem umówienia się, ale dziś już "koleżanki" nie było w pracy. Powinna mieć ksywę Hoodini, bo wnosi nieco magii do życia, po czym znika. Kiedy się znów pojawi? Chuj wi, who knows. I tak ciągle. Może za tydzień, może za 2 tygodnie, może za miesiąc... A może jutro dostanę pozytywną odpowiedź w sprawie odejścia z poczty i nigdy jej więcej nie zobaczę. Trudno. "Life Goes On". Don't be dramatic.
Jutro wigilia, a ja kompletnie nie odczuwam żadnych świąt. Nic. Jeszcze większe niż zwykle nic. Jutro do roboty, potem pakowanie, prysznic, żarcie i nuda wieczorem. A skoro już ostatnio załączam w kółko jakieś kawałki, to dziś numer, który przyczynił się do niejednej ciąży. Utwór o tyle ciekawy, że co najmniej połowa jego textu to tytuły piosenek R.Kelly'ego (ja naliczyłem blisko 20 tytułów, głównie z jego debiutanckiego klasyka "12 Play"), połączone w zgrabną całość, tworzące sensowne zdania. Aż się chce zedrzeć z kogoś ciuchy:
powiedzaaaaa, środa, 23 grudnia 2020r.
Comments