Ano, oglądam poniższy kawałek (tak, znowu puścili "Gorączkę..."), nogi mi chodzą, żałuję, że nie było mnie w Stanach w latach 70ych i nie mogłem wywijać Tony'ego Manero na dyskotekach, bawić się jak należy, a obok migają mi reklamy, w tym jakieś biedne dzieci z tymi ich pieskimi wyrazami twarzy, żeby im pomagać. Tu rzeczywistość pieska, ciężka, a obok sztuka zachęcająca do zlekceważenia całej reszty i oddania się złudzeniu, że jest zajebiście - aż nogi chodzą w takt tej utopii. Koniec końców, człowiek i tak po prostu pójdzie spać, więc na co zdadzą się jakiekolwiek refleksje? Po co poddawać się emocjom imprez lat 70ych czy niedoli porzuconych dzieci? Za chwilę wyłączę kompa i zostanę sam ze swoim poczuciem pustki, bo oto muzyka ucichnie, złudzenie czegoś, jakiegoś lepszego życia, które przed chwilą było w zasięgu ręki, rozmyje się po zakątkach cichego mieszkania, dodatkowo zagłuszy je szczotkowanie zębów, wykończy skrzypienie sprężyn w łóżku i tyle - odpłynę w świat mar nocnych, inny świat, gdzie kto inny nagrywa przeboje, kto inny cierpi - wszystko tak samo nierealne i nie moje jak ten świat tutaj.
Ogólnie chodzi o to, że imieniny były i nie dopiłem, przez co mi markotno, bo dla mnie zabawa wciąż trwa i if I can't have you I don't want nobody babe, ale kończyć ją trzeba... Dlaczego nie miałbym nadać temu głębszego znaczenia?
NA FULLA:
powiedzaaaaa, niedziela, 06 kwietnia 2014
Comments