top of page
powiedzaaaaa

"Jak... kochać się jak gwiazda porno. Opowieść ku przestrodze", cz. 4

Zaktualizowano: 1 lut 2020

"[...] Podczas drugiego roku nauki w liceum, ojciec zaciągnął nas do maleńkiego miasteczka - Fromberg, bo chciał hodować bydło i trzymać mnie z dala od kłopotów. Było mi tam bardzo źle, bo dziewczyny w szkole były zawzięte i złośliwe. Nie chciałam by odebrały mi wszystko, co najlepsze, więc zdecydowałam się podjąć wysiłek i zaprzyjaźnić z chłopcami. W tym celu brat podrzucił mnie na mecz futbolowy, gdzie graliśmy przeciwko szkole oddalonej o dwadzieścia minut. Miałam wspaniałe popołudnie i rozmawiałam ze wszystkimi. Większość czasu spędziłam kręcąc się z czterema graczami przeciwnej drużyny. Byli zabawni, uprzejmi i myślałam, że mże wreszcie zła passa w tym mieście minie. Poza zazdrosnymi sukami z mojej szkoły byli inni ludzie, z którymi mogłam się spotykać. Zaoferowali mi, że odwiozą mnie do domu i nie wahałam się ani minuty. Byłam w małym mieście, wszyscy się tu znali, a przestępczość była na takim poziomie, że nie trudzono się nawet zamykaniem na klucz domów czy samochodów. Upchnęliśmy sie w ciężarówce i ruszyliśmy w drogę do mojego domu, gawędząc wesoło. Gdy patrzę wstecz, nie mogę sobie nawet przypomnieć, o czym rozmawialiśmy, ani jak wyglądali. Wyparłam to. Byli po prostu chłopakami z jakiejś dziury, ale nigdy nie przypuszczałam, do czego są zdolni. Kiedy zjechali z autostrady na boczną drogę nadal nie miałam żadnych podejrzeń. Zapytałam tylko, dokąd jedziemy, a oni odparli, że musimy po coś skoczyć do domu jakiegoś znajomego. Wtedy zatrzymali się na środku drogi - żadnego domu ani znaku ludzkiej obecności, a ja zaczęłam panikować. "Co robicie?" zapytałam. "Musimy coś znaleźć pod siedzeniem," odparł jeden z nich. "Musisz wysiąść na chwilę." "Muszę jechać do domu," powiedziałam, wychodząc. "Jesteś piętnaście minut od domu," usłyszałam. "Wszystko gra." "Poważnie. Musicie zabrać mnie do d---" Pojawił się znikąd: głośny, pęknięty dźwięk - dźwięk pięści łączącej się z moim policzkiem. Pierwsze dwa słowa z "Co do cholery?" wyfrunęły z moich ust, a ręka znów była na mnie. Złapała garść włosów tuż przy skórze i uderzyła moją głową o drzwi samochodu. Raz. Drugi. Straciłam przytomność. Kiedy wróciłam do żywych, był na mnie jeden z tych chłopaków. Widziałam jego twarz, zarumienioną i wściekłą, podskakiwała nad moją. Wiedziałam, co robi. Nie mogłam się ruszyć. Nie wiem, czy byłam przypięta do ziemi, zbyt słaba, by się poruszyć, czy wpadłam w jakąś katatonię. Szczegóły są zamazane. Usiłowałam myśleć o jeździe na moim koniu. Wyobrażałam sobie, że galopuję po farmie taty, sama, w słońcu i z włosami rozwianymi na wietrze. Powtarzałam sobie cały czas: "Wszystko jest dobrze. Wszystko będzie dobrze." Nagle coś uderzyło mocno w moją czaszkę tuż nad prawym okiem. Kamień. Zobaczyłam przez ułamek sekundy białe fajerwerki i świat znów spowiła ciemność. Nic nie było dobrze. Kiedy się ocknęłam, leżałam na kamienistym polu tuż obok drogi. Słońce świeciło mi w twarz, a chmura komarów obsiadła całe ciało. Odwróciłam głowę i odkryłam kałużę tuż przy twarzy. Wytarłam policzki. Bolały mnie żebra. Spojrzałam na dłoń i była pokryta krwią. We Fromberg nie padało od tygodni. To była kałuża mojej krwi. Spojrzałam na siebie. Ubranie było w strzępach i całe poplamione krwią. Nie miałam pojęcia, jak długo tam leżałam. Moje ciało było pokryte pręgami, zakrzepłą krwią i poorane ugryzieniami komarów. Od razu zorientowałam się, co się stało. Zgwałcili mnie grupowo i zostawili, bym zdechła. Usiłowałam wypchnąć tę myśl z głowy. Nie mogłam się w niej pogrążyć. Musiałam dotrzeć do domu. W zasięgu wzroku nie było śladu cywilizacji. Musiałam iść. Wiedziałam, że mecz miał miejsce na wschód od domu. Spojrzałam na znikające słońce. Prawe oko miałam tak spuchnięte, że widziałam tylko przez drugie. Podążyłam ścieżką w ogólnym kierunku i szłam jakieś pół godziny, aż dotarłam do głównej drogi. Byłam około osiem kilometrów od domu. Zeszłam jakieś pięćdziesiąt metrów z dala od głównej drogi. Nie chciałam, by ktoś mnie zobaczył. Bałam się, że gdyby ktoś zjechał na pobocze i odkrył, co się stało, umieszczono by mnie w rodzinie zastępczej. [...] Musieli to wcześniej zaplanować, bo przez cały czas, gdy była przytomna, nie padło na ten temat ani jedno słowo między nimi. Zastanawiałam się, ilu dziewczynom to zrobili. Ale nikomu nie powiedziałam. Do dzisiaj mój ojciec nie wie, co się stało. Nikt nie wie. Powinnam była przynajmniej zgłosić się na policję. Chciałam, by zapłacili za to, co mi zrobili, ale gdybym powiedziała tacie albo bratu, zabiliby tych chłopaków. A wtedy poszliby do więzienia i straciłabym ich na zawsze. Ostatecznie, bardziej dbałam o moją rodzinę niż o dobre samopoczucie. [...] Niemal każdy ma jakiś szkielet, czy to swój, czy rodziny, ukryty w szafie. Są ludzie, którzy doznali straszliwego molestowania i wyrośli na prawników czy lekarzy, posiadających stabilne rodziny. Inni doświadczyli niewielkiego oburzenia i stali się nadużywającymi przemocy socjopatami. Ostatecznie, liczą się nie tylko doświadczenia z młodości, ale i to, czy zostałeś przygotowany - przez rodziców, genetycznie i poprzez edukację - by przetrwać i sobie z nimi poradzić. [...]"



powiedzaaaaa, piątek, 15 marca 2013

7 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

O tym, co poniżej

Zawiozłem mamę ze święconką. Nie wszedłem do kościoła, bo trzeba by pokonać z 50 schodków, a i nie chce mi się oglądać, jak facet z...

Parę takich tam

Nie chcę mi się już nawet opisywać waszej głupoty, choć przykładów mam przecież pod dostatkiem. Mógłbym zrobić całą kronikę, spis...

O wieczorze z czeskim piwem

No i tylko się wkurwiłem. W pierdolonych monopolowych nie znalazłem nic ciekawego na wieczór, bo moich ulubionych Grand Imperialów...

Comments


bottom of page