top of page
powiedzaaaaa

Jak nie zostałem gwiazdą futbolu

Zaktualizowano: 1 lut 2020


Pod jednym z obejrzanych dziś przeze mnie filmików ukazujących młodego, utalentowanego piłkarza z Estonii, określającego siebie - zapewne dość przesadnie, ale być może dla lepszej reklamy - mianem "nowego Cristiano Ronaldo", ktoś napisał , że "to zabawne, gdy ludzie mają się za nowego Ronaldo, bo będąc w ich wieku, Ronaldo grał już w profesjonalnym klubie". Słuszna uwaga. W odpowiedzi padła jednak równie trafna riposta: "Nie każdy pochodzi z Portugalii, gdzie docenia się talenty takie, jak ja i CR7". Zarozumiale, ale dużo w tym prawdy, bo chyba nie wierzycie w to, że w krajach takich jak Polska czy Estonia jest mniej utalentowanych piłkarzy niż w Anglii, Niemczech czy Portugalii, ha?

Urodziłem się w 1985, tym samym roku, w którym na świat przyszedł Cristiano Ronaldo. Żeby było jasne: to moja wina, że jestem nikim i jego zasługa, że jest tym, kim jest. Ale...

Początki mieliśmy podobne. Chłopiec z piłką, który wygrywał z wszystkimi. Chłopiec, który brał piłkę przy własnej bramce, przechodził z nią całe boisko, mijając w pojedynkę wszystkich starszych od siebie przeciwników i ośmieszał bramkarza strzeleniem gola piętką, dupą, plecami, czymkolwiek. Zresztą, jaka bramka? My też wpierw nie mieliśmy boiska. Graliśmy na kilku metrach trawnika przed blokiem, słupki z kamieni, butelek, plecaków, bluz, czegokolwiek. Standard. Oprócz trawnika była ściana bloku z bramką narysowaną na niej kredą. Cristiano też grał na ulicy, też musieli ustępować samochodom. Zamiast ściany bloku, miał studnię. Po pewnym czasie wysprzątaliśmy wysypisko śmieci tuż przy bloku i ubłagaliśmy spółdzielnię, żeby nam wbetonowała bramki. Też grałem całe dnie. Po 3 mecze dziennie. Tylko w zimę grało się rzadziej. W końcu to Polska, a nie Madera. Bogaci Polacy wyjeżdżają tam na wczasy, jak do jakiegoś raju. Ilu Maderczyków przyjeżdża do Pabianic na wczasy?

Później było podobnie, a jak! W wieku 10 lat, Cristiano był zawodnikiem lokalnego klubu i wyróżniał się na tle reszty. Ja też. Tyle, że mój trener przyjeżdżał na treningi pijany, a na nasze mecze nie przychodzili nawet rodzice, nie mówiąc o scoutach ze Sportingu Lizbona, którzy byliby w stanie mnie wypatrzyć.

Później już nie ma porównań. W wieku lat 12, Ronaldo trafił na badania do Sportingu, po czym podpisał prawdziwy kontrakt i wyjechał do ich szkoły, gdzie przez wiele lat doświadczał zajęć lekcyjnych i treningów, miał spotkania z psychologiem, odpowiednią motywację (również ze strony rodziców), miesięczną pensję w wysokości 50 euro i szczegółową opiekę lekarską, która wykryła mu między innymi wadę serca (zbyt szybkie tempo) i skorygowała ją laserowo w trosce o swą inwestycję (niczym Barca lecząca Messiego z karłowatości). Wszystko, by zadbać o talent - to się nazywa "myśl szkoleniowa". Ja w wieku lat 11/12-stu byłem kapitanem swojej drużyny, jej rozgrywającym, a trener mówił mi, że zgłosi mnie do kadry województwa czy kraju - nie pamiętam, bo i tak nigdy tego nie zrobił. Marnowałem się tam, dlatego w końcu, za namowami starszego brata, tata wpakował mnie do samochodu i zawiózł na trening Widzewa Łódź. 2 godziny biegania pod górkę, 10 minut gry w piłkę: minięcie dwóch zawodników, podanie. Dobrze się pokazałem. Tyle zapamiętałem. Po treningu w obcym, przerażająco wielkim dla 12-latka z dziury mieście, wśród obcych ludzi, zareagowałem podobnie jak Cristiano w Lizbonie - chciałem wracać do domu. Mnie jednak nikt nie namawiał do pozostania w Widzewie. Ani mama ani tata. Na treningu za to żaden z trenerów nie podszedł do nowo-przybyłych - po co podchodzić do dzieci? Nikomu nie zależało. Rodzice uszanowali moją wolę - idioci. Nigdy więcej nie pojawiłem się w Widzewie. "Cóż to za ponury absurd, by o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem". Rzuciłem swój klub, bo ciągłe porażki w gronie gorszych od siebie, to żadna motywacja. Po kilku miesiącach zadzwonił telefon. Trener, pijany, mówiący coś w stylu "co z pani za matka, że nie dba o przyszłość syna?! On ma talent!". Po 2 latach i zupełnie innych okolicznościach, wykryto mi nawet wadę serca. Zabawne: przyspieszone tempo i niedomykalność zastawek. Nikt jej nie skorygował, a i Widzew by tego nie zrobił, bo po co i za co? To się nazywa "brak myśli szkoleniowej".

I tu się moja historia z futbolem kończy. Wcale nie porównuję swojego talentu do talentu Ronaldo, bo CR7 jest wybitny. Porównuję całą resztę, bo mi się na wspominki wzięło. Nie dziwmy się, że w 40-milionowym narodzie jest tylko jeden Lewandowski.



powiedzaaaaa, niedziela, 05 maja 2013

1 wyświetlenie0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Do kobiet, co często szczają

Ja wiem, że kobiecy organizm to taka porcelana, co cieszy oko, ale łatwo pęka. Wiem, że spis ułomności kobiecej anatomii zająłby mi...

Komunie

Byłem na komunii u jakiegoś bachora z rodziny. Jakaś tam córka niby kuzyna, z którym łączą mnie więzy krwi, wspólna babcia i jedno...

Comments


bottom of page