Pod jednym z obejrzanych dziś przeze mnie filmików ukazujących młodego, utalentowanego piłkarza z Estonii, określającego siebie - zapewne dość przesadnie, ale być może dla lepszej reklamy - mianem "nowego Cristiano Ronaldo", ktoś napisał , że "to zabawne, gdy ludzie mają się za nowego Ronaldo, bo będąc w ich wieku, Ronaldo grał już w profesjonalnym klubie". Słuszna uwaga. W odpowiedzi padła jednak równie trafna riposta: "Nie każdy pochodzi z Portugalii, gdzie docenia się talenty takie, jak ja i CR7". Zarozumiale, ale dużo w tym prawdy, bo chyba nie wierzycie w to, że w krajach takich jak Polska czy Estonia jest mniej utalentowanych piłkarzy niż w Anglii, Niemczech czy Portugalii, ha?
Urodziłem się w 1985, tym samym roku, w którym na świat przyszedł Cristiano Ronaldo. Żeby było jasne: to moja wina, że jestem nikim i jego zasługa, że jest tym, kim jest. Ale...
Początki mieliśmy podobne. Chłopiec z piłką, który wygrywał z wszystkimi. Chłopiec, który brał piłkę przy własnej bramce, przechodził z nią całe boisko, mijając w pojedynkę wszystkich starszych od siebie przeciwników i ośmieszał bramkarza strzeleniem gola piętką, dupą, plecami, czymkolwiek. Zresztą, jaka bramka? My też wpierw nie mieliśmy boiska. Graliśmy na kilku metrach trawnika przed blokiem, słupki z kamieni, butelek, plecaków, bluz, czegokolwiek. Standard. Oprócz trawnika była ściana bloku z bramką narysowaną na niej kredą. Cristiano też grał na ulicy, też musieli ustępować samochodom. Zamiast ściany bloku, miał studnię. Po pewnym czasie wysprzątaliśmy wysypisko śmieci tuż przy bloku i ubłagaliśmy spółdzielnię, żeby nam wbetonowała bramki. Też grałem całe dnie. Po 3 mecze dziennie. Tylko w zimę grało się rzadziej. W końcu to Polska, a nie Madera. Bogaci Polacy wyjeżdżają tam na wczasy, jak do jakiegoś raju. Ilu Maderczyków przyjeżdża do Pabianic na wczasy?
Później było podobnie, a jak! W wieku 10 lat, Cristiano był zawodnikiem lokalnego klubu i wyróżniał się na tle reszty. Ja też. Tyle, że mój trener przyjeżdżał na treningi pijany, a na nasze mecze nie przychodzili nawet rodzice, nie mówiąc o scoutach ze Sportingu Lizbona, którzy byliby w stanie mnie wypatrzyć.
Później już nie ma porównań. W wieku lat 12, Ronaldo trafił na badania do Sportingu, po czym podpisał prawdziwy kontrakt i wyjechał do ich szkoły, gdzie przez wiele lat doświadczał zajęć lekcyjnych i treningów, miał spotkania z psychologiem, odpowiednią motywację (również ze strony rodziców), miesięczną pensję w wysokości 50 euro i szczegółową opiekę lekarską, która wykryła mu między innymi wadę serca (zbyt szybkie tempo) i skorygowała ją laserowo w trosce o swą inwestycję (niczym Barca lecząca Messiego z karłowatości). Wszystko, by zadbać o talent - to się nazywa "myśl szkoleniowa". Ja w wieku lat 11/12-stu byłem kapitanem swojej drużyny, jej rozgrywającym, a trener mówił mi, że zgłosi mnie do kadry województwa czy kraju - nie pamiętam, bo i tak nigdy tego nie zrobił. Marnowałem się tam, dlatego w końcu, za namowami starszego brata, tata wpakował mnie do samochodu i zawiózł na trening Widzewa Łódź. 2 godziny biegania pod górkę, 10 minut gry w piłkę: minięcie dwóch zawodników, podanie. Dobrze się pokazałem. Tyle zapamiętałem. Po treningu w obcym, przerażająco wielkim dla 12-latka z dziury mieście, wśród obcych ludzi, zareagowałem podobnie jak Cristiano w Lizbonie - chciałem wracać do domu. Mnie jednak nikt nie namawiał do pozostania w Widzewie. Ani mama ani tata. Na treningu za to żaden z trenerów nie podszedł do nowo-przybyłych - po co podchodzić do dzieci? Nikomu nie zależało. Rodzice uszanowali moją wolę - idioci. Nigdy więcej nie pojawiłem się w Widzewie. "Cóż to za ponury absurd, by o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem". Rzuciłem swój klub, bo ciągłe porażki w gronie gorszych od siebie, to żadna motywacja. Po kilku miesiącach zadzwonił telefon. Trener, pijany, mówiący coś w stylu "co z pani za matka, że nie dba o przyszłość syna?! On ma talent!". Po 2 latach i zupełnie innych okolicznościach, wykryto mi nawet wadę serca. Zabawne: przyspieszone tempo i niedomykalność zastawek. Nikt jej nie skorygował, a i Widzew by tego nie zrobił, bo po co i za co? To się nazywa "brak myśli szkoleniowej".
I tu się moja historia z futbolem kończy. Wcale nie porównuję swojego talentu do talentu Ronaldo, bo CR7 jest wybitny. Porównuję całą resztę, bo mi się na wspominki wzięło. Nie dziwmy się, że w 40-milionowym narodzie jest tylko jeden Lewandowski.
powiedzaaaaa, niedziela, 05 maja 2013
Comments